czwartek, 31 lipca 2014
Od Miley cd Lucy i Efiry
- Miley, co ci jest? - zapytała moja mama, gdy już leciałyśmy do Ameryki.
- Nic. - burknęłam w odpowiedzi. Przez całą drogę się nie odzywałam, lecz kiedy weszłam do mieszkania wybuchłam.
- Dlaczego mi to zrobiliście?! Dlaczego nie mówiliście o magii?
- My... - rodzice spojrzeli po sobie - Chcieliśmy cię chronic.
- Przed czym? Przed tym cudownym światem...?
- Teraz tego nie zrozumiesz, kiedyś się dowiesz. Obiecujemy ci to.
Łzy napłynęły mi do oczu. Pobiegłam do swojego pokoju.
Następne dni minęły dobrze i spokojnie. Pogodziłam się z myślą o tym, że jestem za mała na prawdę i znowu wiedliśmy spokojne życie. Nie rozmawiałam o tych rzeczach więcej tak samo jak rodzice.
W końcu wakacje zaczynały się kończyc, a ja zamierzałam w jakikolwiek sposób skontaktowac się z moimi nowymi znajomymi. Ubłagałam rodziców i mama zgodziła się pojechac ze mną na Pokątną. Tam zajrzałam wszędzie. Miałam małe nadzieje na to, że znajdę Efirę lub Lucy, ale chciałam coś zrobic. Stanęłam na przeciwko banku Gringota i ostatni raz się rozejrzałam. Były tam! Własnie kupowały sobie lody. Podbiegłam do ich.
- Cześc dziewczyny! Pamiętacie mnei jeszcze?
(Lucida? Efira?)
Od Evaline
- Ciekawe kto to o tej porze - zainteresowałam się.
- Ja otworzę - odrzekła mama.
Poszłam za nią i ze zniecierpliwieniem czekałam, aż zobaczę, kto nas odwiedził. Nie przypuszczałam, że ta wizyta zmieni moje życie na zawsze.
- Dzień dobry! W czym mogę pomóc? - przywitała się mama.
Za progiem stała niezbyt wysoka kobieta w kręconych włosach i z dziwnym szpiczastym kapeluszem na głowie.
- Dzień dobry! Czy mogłabym wejść? Mam dla państwa, a szczególnie Waszej córki, ważny list.
Mama zaprosiła ruchem ręki nieznajomą do salonu, po czym zawowałała tatë.
- A więc o co konkretnie chodzi? - zapytał ojciec.
- Nazywam się Pomona Sprout. Jestem nauczycielką w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Wasza córka była zapisana do tej szkoły od urodzenia. Z pewnością zauważyliście, że jest trochę inna niż wszyscy.
- Co pani chce przez to powiedzieć? - zapytała mocno zdziwiona mama.
- Wasza córka jest czarownicą. Proszę, oto list potwierdzający jej przyjęcie do Hogwartu.
Byłam tak zaskoczona, że słów mi zabrakło. Ja czarownicą?! Przecież to kompletnie niemożliwe. Nachyliłam się nad listem i przeczytałam jego treść. Kobieta nie kłamała. Naprawdę mogłam czarować! Niesamowite! Rodzice spojrzeli po sobie, nie mniej zbici z tropu niż ja, ale po chwili uśmiechnęli się do siebie. Potem kobieta zaczęła nam tłumaczyć, jak dotrzeć na najdziwniejszy peron świata - 9 i trzy czwarte oraz omówiła inne kwestie.
- Przepraszam, czy mogę o coś zapytać? - rzekłam.
- Bardzo proszę, panno Evaline.
- Gdzie ja w Bristol kupię różdżkę?
- Na śmierć zapomniałam. Wszystkie rzeczy znajdziesz na ulicy Pokątnej. Prowadzi do niej tajne przejście za Dziurawym Kotłem.
- Czy mogłaby pani nas tam zaprowadzić? - zapytałam, bo za Chiny Ludowe nie wiem, jak tam trafić.
- Dobrze.
Po chwili przywołała nas do siebie i kazała złapać się za ręce. Wypowiedziała coś pod nosem i sekundę potem byliśmy już w Dziurawym kotle. Nauczycielka przywitała się z barmanem, po czym zaprowadziła nas pod wysoki mur. Uderzyła różdżką w poszczególne cegły. Chwilę potem widzieliśmy już Pokątną w pełnej krasie.
- Tu Was zostawiam. Na tej kartce jest lista zakupów. Powodzenia! - rzekła pani Sprout, po czym zniknęła jak kamfora.
- To co tam mamy do kupienia? - zapytał z uśmiechem tata.
Spojrzałam na listę, po czym zaczęłam wyczytywać poszczególne pozycje.
- ... i różdżkę.
- Dobrze, my pójdziemy po szaty, a Ty idź do księgarni. Spotkamy się w księgarni, dobrze? - zaproponowała mama.
Kiwnęłam potakująco głową i po chwili każdy poszedł w swoją stronę. Nie znałam tej ulicy kompletnie, a moja orientacja w nowym miejscu jest na poziomie zera absolutnego, dlatego postanowiłam zapytać kogoś o drogę. Nagle dostrzegłam jakąś postać idącą w moim kierunku. Był to szczupły chłopak o długich, gęstych włosach, ubrany w biały t-shirt, luźne spodnie i trampki.
- Przepraszam, nie wiesz może, gdzie mogę tu znaleźć księgarnię? - zapytałam.
<Thomas, wiesz? Pomożesz?>
Od Piper C.D. Tony'ego
- Nie wykorzystam -uśmiechnął się lecz nie jak ja a bardziej. Hm... Kpiąco? Może tak może nie. -Niech no zgadnę...A w ogóle i w szczególe to pająk łazi ci na ramieniu.
- Co?! Proszę weź go ze mnie! Weź! -mój głos zabrzmiał prawie jak flet piccolo. Wysoko i piskliwie.
- Boisz się pająków? -zaśmiał się ale strzepnął mi coś z ramienia. -Powiem ci że ten nie był większy od okruszka z babki piaskowej ale spoko.
- Nienawidzę pająków! A czym większe i bardziej owłosione tym gorsze -powiedziałam i wzdrygnęłam się. W ten oto sposób pająk uciszył mnie i zmienił w zombie. Naprawdę aż dziw ale się zamknęłam.
- Ucichłaś coś -zaśmiał się -Czyżby pająk zakleił ci usta?
- Nie -zmroziłam go wzrokiem. -To jest moja reakcja po pająkach. Muszę się odstresować. Nienawidzę ich włochatych stópek. Tak wielu oczów! To obleśne... A ty niczego się nie boisz Tony?
<Tony?>
Nowa uczennica
Imię: Evangeline (Evana, Eva, Li ,Wiewiór) Hazel Jane
Nazwisko: Lancaster
Czystość krwi: pół krwi
Wiek: 11 lat
Data urodzenia: 6 Maja
Miejsce urodzenia: Londyn
Rodzina:Mama(nie żyje) Eva Ojciec Edmund Bracia Nicodem i Max
Status majątkowy: zamożny
Rok:I rok
Dom: Hufflepuff
Różdżka: Wierzba, Rdzeń: Pióro feniksa, Długość: 10 i pół cala, Właściwości: świetna do zaklęć i uroków.
Aparycja: Eva jest niską dziewczynką co nie znaczy że nie jest wielka duchem. Jej rude włosy opadają falami do pasa.Bardzo trudno jej rozczesać te włosy. Prosta grzywka,, prosto przycięta. Oczy mają piwny odcień, są dość duże i mają kształt migdałów. Jej nos i usta są proporcjonalne do reszty twarzy. Jej blady odcień skóry nie raz sprawił że myśleli że jej słabo. Ma mięśnie w nogach przez co jest bardzo szybka w każdym biegu chodź uwielbia długodystansowe.
Charakter: Evana jest bardzo różna ,jednego dnia na nią trafisz i jest łagodna oraz straszliwie nieśmiała,a innego dnia jest wredna i oschła. Jednak najczęściej jest otwartą osobą na nowe znajomości. Co do jej koloru włosów często jest wredna a jeszcze bardziej się robi kiedy ktoś w jej obecności powie że "Rude to wredne". Jest dziewczyną odważną i wielką duchem. Często robi rzeczy pochopnie. Myśli ale tylko kiedy musi czyli na zajęciach. W domu ma głowę w chmurach. Bardzo często robi zamieszania o nic. Zazwyczaj roztrzepana i rzadko kiedy wie gdzie coś położyła. Uważa iż jest uzależniona od książek bo kiedy ich nie ma zachowuje się jak zombie pozbawione życia. Evana to nocny marek który lubi przesiadywać do późna jak i do późna spać. Nienawidzi zadufanych w sobie ludzi którzy nie widzą nic poza czubkiem własnego nosa. Uważa że nic nie jest w stanie ją przerazić jednak boi się śmierciożerców których poznała przez przypadek. Boi się też ciemności, to wszystko dlatego bo gdy była mała bracia rozkazali jej oglądać horrory myśląc że się do nich przyzwyczai. I się przyzwyczaiła ale i tak nadal boi się ciemnych zaułków ,ciemnych pustych pokoi i tym podobnych. Czasami ma napady histerii w szczególnie w nocy kiedy śni jej się matka (sen nie zmienia się od czasu jej śmierci).
Hobby: Evana uwielbia biegać i to jest na pierwszym miejscu. Biegi sprawiają że jest spokojna ,po nich lepiej przyswaja wiedzę i mniej zwraca uwagę na strach. Na drugim miejscu w jej rankingu ulubionych hobby jest gra na wiolonczeli i fortepianie. Przed śmiercią matki ona ją uczyła grać na obu instrumentach i gdy Evana na nich gra przypomina sobie ją i wszystkie pozytywne wspomnienia. Nie wie czy można to zaliczyć ale uwielbia słuchać muzyki no i oczywiście bo to się nie zalicza do rankingu jest za wysoko uwielbia... ba! Ubóstwia czytać książki. Co do rysowania to nie jest tak źle lubi rysować ale nie lubi gdy ktoś grzebie w jej rysunkach.
Ulubiony i znienawidzony przedmiot: Uwielbia obronę przed czarną magią a nienawidzi eliksirów sądzi że od zapachu ich zazwyczaj kręci jej się w głowie i robi się niedobrze nawet kiedy ładnie pachnie.
Bogin: Śmierciożerca
Patronus: Kiedyś go wyczaruje!
Quidditch: Nie.
Motto:"Niektóre nieskończoności są większe niż inne"
Chłopak: Tsa chyba jak go sobie namaluje.
Zwierzę:
Sowa Płomykówka - Marcelie
Historia: Evana urodziła się w Londynie ale przeprowadziła się na przedmieścia. Jej rodzice jako że byli dość nie zdecydowani nadali jej na imię Evangeline Hazel Jane jednak mówili na nią Evana. Evangeline wzięło się od rozszerzenia imienia jej matki Hazel to siostra mamy a Jane to pomysł ojca żeby "urozmaicić". Jej ojciec był czystej krwi czarodziejem ale wyszedł za czarodziejkę z rodziny mugoli. Chodź rodzice niezbyt byli zgodni by ich połączyć jednak tak się stało. Po roku ich małżeństwa na świat przyszli bliźniacy Max (starszy) i Nicodem (młodszy) odziedziczyli oni rude włosy po matce i niebieskie oczy po ojcu. Pięć lat później na świat przyszła ona. Jej babka uważała że będzie to wyjątkowe dziecko i miała racje. Szybciej wstała na nogi, zaczęła mówić, chodzić. Jednak ciągle miała głowę w chmurach. Uwielbiała słuchać historyjki o czarodziejach ,wróżkach i jednorożcach. Jej mama umiała opowiadać bo potrafiła nawet najstraszniejszą opowieść opowiedzieć tak by Evana nie bała się a znalazła morał z historyjki. Jej bracia byli zawsze o nią zazdrośni. Evana jako że zawsze chciała być tą dorosłą oglądała z braćmi horrory chodź bardziej to oni ją podpuszczali. Wtedy też zobaczyła ciemną stronę tego świata. Jako że jej ojciec był aurorem często dostawał zlecenia. Tego dnia też je dostał. Bracia pojechali do babci a dokładnie mamy taty a Evangeline pozostała z mamą. Jak zawsze grały. Eva na wiolonczeli a mama na fortepianie. Śpiewały razem i chichotały.Eva miała może 7 lat albo troszeczkę ponad. W tedy drzwi wypadły z zawiasów. Do domu wparowali czarodzieje w czarnych szatach rozwalając wszystko co popadnie. Mama rozkazała jej schować się w szafie na ubrania zimowe. Dziewczynka tylko przytuliła mamę i weszła do szafy. Zawsze jej się słuchała. Kobieta wyciągnęła różdżkę. Walczyła dzielnie ale ich było za dużo. Odparowywała ciosy lecz w końcu była raz za wolno a zielone światło ugodziło ją w pierś. Ta padła na ziemię bez tchu. Kiedy wychodzili zauważyła ich znaki. Czaszki z wychodzącym wężem. Wiedziała co robić była do tego aż wyszkolona. Wiedziała że trafili na czarną listę Czarnego Pana. Za pomocą sieci fiu przedostała się do biura aurorów i odszukała ojca. Gdy wrócili czarny scenariusz Evany się spełnił. Jej matka została ugodzona śmiertelnym zaklęciem. Od tego czasu przeprowadzili się zupełnie gdzie indziej. Bracia o wiele lepiej przeszli jej stratę niż Eva. Czasami nad grób mamy przynosi wiolonczele i gra bo wie jak bardzo jej mama to kochała. Po śmierci matki zaczęła pochłaniać książki jak mama w jej wieku. Kiedy się dowiedziała że jedzie do Hogwartu to myślała że nie uwierzy. Jej bracia już dawno byli w Hogwarcie lecz nigdy nie chwalili się siostrze w jakim domu.
Inne zdjęcia: [x]
Ciekawostki: Boi się ciemności. Ma klaustrofobie. Panicznie boi się śmierciożerców. Lecz kto by się nie bał?
Login:♥Joanne♥
Nowy uczeń
Imię: Thomas ( w skrócie Tom)
Nazwisko: Ward
Czystość krwi: Pół krwi
Wiek: 11 lat
Data urodzenia: 20 marca
Miejsce urodzenia: Neuschwanstein
Rodzina:
- Eva - matka
- Carol - ojciec
- Rick - brat
Status majątkowy: bardzo bogaty
Rok: I rok
Dom: Hufflepuff
Różdżka: 13 cali, jabłoń, szpon hipogryfa
Aparycja: Thomas jest chłopakiem, któremu nigdy nie znika uśmiech z twarzy, mimo prawie nie widocznych, mocno czerwonych ust. Jasno niebieski kolor oczu, podchodzi pod kolor szary, a źrenice w słoneczne dni są prawie niezauważalne. Gęste, długie włosy, takie właśnie posiada Tom. Zachodzą do końca szyi, co często krępuje go w słoneczne dni. Cera jest blada, a opalenizny praktycznie nie widać, mimo tego, że chłopak lubi przebywać na słońcu. Jak na 11 letnie dziecko, jest wysoki, zresztą jak każdy członek rodziny Ward. Tom jest szczupłym chłopakiem, mimo to już pomaga ojcu w farmie. Jest szczupły i silny zarazem. Chłopak nie zwraca zazwyczaj uwagi na to, co ma w szafie, ubiera to co jest na wierzchu. Jednak większą część ubrań to t-shirty białe oraz luźne spodnie, oraz trampki.
Charakter: Thomas dąży do ideału i stara się to zrobić jak najszybciej, co nie znaczy, że robi wszystko pośpiesznie. Jest dokładny i dba o każdy szczegół. Często na lekcjach był upominany, bo rozmyślał nad sensem istnienia świata. Zanim coś zrobi, musi to przemyśleć parę razy. Czasem to trwa bardzo długo, co irytuje jego znajomych. A ich ma całkiem sporo. Tom zrobiłby dla nich wszystko, skoczyłby nawet w ogień. Za to właśnie koledzy go szanują. Ward, jak każdy Ward, pracuje od najmłodszych lat. Od małego mówiono mu, że pracowitość to wspaniała cecha. Lubi czasem uciec od rzeczywistości, dlatego często uśmiecha się do książek. Uwielbia pogłębiać wiedzę, wchodzić w jej najskrytsze tajemnice. Często chodzi niewyspany z tego powodu. Thomas zarabia na boku, sprzedając miód z własnej pasieki. Uwielbia kontakt z zwierzętami. Czasem wydaje mu się, że zwierzęta do niego mówią, jednak to nie przypadek. Dzięki swojemu pokojowemu nastawieniu, zwierzęta zaczynają mu się ufać, a on sam wierzy im bardziej niż komukolwiek innemu. Nie ocenia po wyglądzie, lecz po charakterze i zachwaniu. W swoim mieście jest czasem postrzegany jako cwaniak. Tą opinię zdobył dzięki swojemu starszemu bratu, Rickowi. Chłopak jest jednak uczciwy i często bierze skradzione, przez brata, rzeczy i oddaje.W nudne jesienne wieczory do domu chłopaka przychodzi ekipa sprzątająca. Thomas przypatrywał sie im, jak był mały i nauczył się sprzątać. Nienawidzi kurzu, brudyu czy posklejanych podłóg. Szybko pozbywa się uporczywych plam. Thomas twierdzi, że czysty dom to dobra atmosfera.
Hobby: Czytanie, zajmowanie się zwierzętami.
Ulubiony i znienawidzony przedmiot: Nie może się doczekać ONMS, a nienawidzi historii magii.
Bogin: porażka
Patronus: x
Quidditch: Obrońca
Motto: Noc staje się najciemniejsza, tuż przed świtem
Dziewczyna: brak
Zwierzę:
Kot, to jeden z faworyzujących zwierząt u Toma. Kota znalazł pare lat temu pod wejściem do domu. Nazwał go Schmetterling, z powodu kolory jego sierści. Kot także uwiebia czystość, dzięki czemu, aura domu jest jeszcze lepsza.
Historia: Rodzina Ward jest znana w Hrabstwie od wielu wieków. W wiosce, w której mieszkają, żyje się jak w średniowieczu. Eva poznała Carola na bankiecie u króla. Jednak nie wiedziała, że wiąże sie z czarodziejem. Carol o tym nie chętnie wspominał, ponieważ uważał magię za niepotrzebną. Hrabstwo Ward jest bardzo bogatą rodziną. Ward znani są jako pracowici i uczciwi ludzie (z wyjątkiem Ricka). Mieszkają w wielkim zamczysku, który zachwyca wszystkich. Widać go z daleka. Wysokie wieże robią wrażenie. Ta rodzina wiąże sie z tradycjami, których nie zna nikt poza samymi Wardami.
Ciekawostki:
- Umie grać na lutni
Login: Faith1
Od Lucy - C.D. Miley
- No... - zaczęłam nie bardzo wiedząc, co mam powiedzieć. - Wiesz, nasza matka nie przepada za mugolami, mugolakami. Ale ojciec wcale nie jest jednym z nich. Pochodzi z czarodziejskiej rodziny, również dbającej o czystość krwi, ale okazał się charłakiem. Opanował kilka prostych zaklęć, a po ukończeniu osiemnastego roku życia został wyrzucony z domu, aby żyć jak mugol. Nikt w rodzinie Blacków i Lestrangeów nie przepada za moją matką, bo została żoną charłaka, ale nie wydziedziczyli jej. Blackowie wydziedziczają wszystkich, którzy wżenili się w rodziny mugoli mugolaków i zdrajców krwi.
- Kim są zdrajcy krwi? - zapytała podekscytowana Miley.
- To czarodzieje czystej krwi, którzy chronią mugolaków - wtrąciła Efira. - My JESZCZE nie jesteśmy zdrajcami krwi, ale jeśli któraś z nas nie trafi do Slytherinu, to będzie krucho.
- Twoi rodzice SĄ zdrajcami krwi, bo udawali przez tyle lat mugoli. - dodałam. - Jesteś spokrewniona z jakimś rodem?
- Nie - mruknęła wbijając wzrok w eleganckie balerinki.
- Skończmy ten temat - ucięła Effy - Masz już wszystkie rzeczy? Mama zaraz wróci z ingrediencjami do eliksirów.
- Tak - kiwnęła głową - Czyli wracamy zaraz do Londynu na King's Cross?
- Jasne - uśmiechnęłam się.
<Miley?>
środa, 30 lipca 2014
Nowa uczennica
Imię: Evaline Emily (Evee)
Nazwisko: Repose
Czystość krwi: Mugol
Wiek: 11 lat
Data urodzenia: 3 marzec
Miejsce urodzenia: Bristol
Rodzina:
- Ojciec: Micheal
- Matka: Rosemary
Rok: I rok
Dom: Hufflepuff
Różdżka: włos jednorożca, wierzba, 10 i pół cala, giętka
Aparycja: Evaline to szczupła dziewczyna o niskim wzroście. Jej twarz okalają bardzo długie, brązowe włosy, które rzadko kiedy są zaplatane w warkocze czy koński ogon. Gdy spojrzysz jej w oczy, ujrzysz niebieskie tęczówki z przebłyskami szarości. Pod niezbyt dużym nosem można dostrzec mocno wykrojone, różowe usta. Dziewczyna uwielbia długie tuniki. W szafie nie ma praktycznie nic oprócz tego. Dodaj do tego wygodne leginsy, baleriny i małe kolczyki w kształcie liści, a uzyskasz codzienny ubiór Evee.
Charakter: Evaline jest niezwykle pracowita. Uwielbia pomagać i wszędzie jest jej pełno. Uśmiech rzadko znika jej z twarzy, ponieważ ta dziewczyna to wieczna optymistka. Nie znosi się kłócić z innymi. Jest pokojowa nastawiona do otoczenia. Łatwo nawiązuje nowe kontakty. Cechuje ją również koleżeńskość i lojalność wobec przyjaciół. Odznacza się również rzadko spotykaną uczciwością i oczekuje tego samego od innych. Nie znosi jakichkolwiek przejawów chamstwa i przechwałek. Jest niezwykle cierpliwa. Musisz się nieźle namęczyć, by rozzłościć tę dziewczynę. Jedną z jej cech jest też dokładność. Uwielbia, gdy wszystko jest dopięte na ostatni guzik i zrobione tak, jak należy. Uwielbia porządek, a w jej pokoju zawsze panuje ład. Nie ocenia ludzi po pozorach i zawsze doszukuje się, nawet w największych zbrodniarzach, pozytywnych cech. Taka już jest. Przez swój charakter, często zbyt szybko ufa innym, co uważa za okropną cechę, ponieważ już nieraz się na tym sparzyła. W świecie mugoli dziewczyna nie poświęca dużo czasu nauce, co nie znaczy wcale, że źle się uczy.
Hobby: Dziewczyna uwielbia rysować. Najczęściej na kartkę papieru trafiają zwykłe rzeczy, takie jak piórnik czy długopis, ale rysuje też ptaki. Uwielbia też tworzyć makiety i różne przestrzenne rzeczy.
Ulubiony i znienawidzony przedmiot: Uwielbia zielarstwo i transmutację. Nie przepada za to za eliksirami, głównie ze względu na profesora Snape'a.
Bogin: samotność
Patronus: brak
Quidditch: Ścigająca
Motto: Milczenie, które nie mówi prawdy - jest również wielkim kłamstwem.
Chłopak: brak
Zwierzę:
Evaline ma śliczną sowę o imieniu Omega. Kupiła ją Pokątnej.
Historia: Evaline od małego była inna. Często nad jej kołyską pojawiały się kolorowe iskierki, a raz nawet pięcioletnia Evee o mało nie spaliła domu. W szkole miała wielu przyjaciół. Mogła tylko być wdzięczna losowi, że jej nadprzyrodzone zdolności nie ujawniały się podczas lekcji. Rodzice dziewczyny na początku uważali córkę za dziwaczkę, ale z czasem przyzwyczaili się do indywidualności Evaline. Zaczęli szperać w rodzinnych kronikach i dowiedzieli się, że jakaś bardzo daleka kuzynka matki Evee była czarownicą. Gdy do domu dziewczynki weszła pewnego dnia Pomona Sprout i wyjaśniła, że ich córka jest czarownicą i została przyjęta do Hogwartu, niezmiernie się ucieszyli.
Inne zdjęcia: brak
Ciekawostki: Paniczne boi się wody.
Login: Aga9900
Od Alaine
- Widzę, że ta chyba niezbyt Cię polubiła - odrzekłam z uśmiechem.
<Alexander?>
Od Miley cd Efiry
- Więzienie dla czarodziejów… Azkaban… Zła rodzina… - próbowałam to sobie poukładać, – Ale SUPER!
Pisnęłam i zwróciłam wzrok na bliźniaczki. Wyglądały na mocno zdziwione.
- No, co?
-, Bo wiesz… Oni są źli.
- I co z tego? To jest genialne. Kocham ten świat. Może uznacie, że jestem dziwna, ale gdy czytam książki (a czytam ich dużo) to zawsze najbardziej lubię tych złych, ale również tych śmiesznych. Ja po prostu ich rozumiem. Zawsze nie przepadam za tymi delikatnymi, lecz mężnymi i dzielnymi bohaterkami. To nudne. One mają tyle problemów i wszystkim się przejmują, a nie muszą. – powiedziałam z odrazą w głosie, – Ale dość już moich wywodów. Opowiedzcie mi coś o tym świecie… O dobrych, o złych… O tym więzieniu. Kto w nim siedzi i za co. No i kto jest najgorszym złoczyńcom…
Tą drugą część mojego monologu powiedziałam na jednym tchu i z iskierkami w oczach.
(Efira? Lucida?)
Od Tony'ego cd Piper
Wniosłem oczy do góry, co Piper uznała chyba za zgodę. Weszliśmy w tłum, a ja zamierzałem zagadać.
- No więc, wiem, że jesteś jedynaczką i masz na imię Piper. Ja też jestem jedynakiem. Mieszkam w Nowym Jorku. Mój ojciec jest milionerem, a matka tak po prostu zajmuje się domem. Tak naprawdę to w środku jest niepoprawną artystką. Kocha malować. Tata jest mugolem, mama czarownicą. Jesteśmy oczywiście bogaci. - posłałem jej jeden z moich dumnych (i dla niektórych wykurzających) uśmiechów. - A co do mojego charakteru to w streszczeniu brzmi on tak: sarkastyczny, uśmiechnięty, zabawny, inteligentny (nie chwaląc się) i pomysłowy podrywacz z rudymi włosami. Koniec! Teraz ty. No wiesz, opowiedz mi coś tym razem o sobie.
(Piper?) Przepraszam, że takie krótkie, ale jakoś nie mam weny...
Od Efiry - C.D. Miley
- Nasz ojciec jest wiecznie niedocenionym artystą w świecie mugoli - zaczęła niepewnie Lucy patrząc na Miley.
Chyba bała się, że ona ja wyśmieje.
- A matka? - zapytała dziewczyna odgarniając sobie kręcone włosy z twarzy.
- Jest medyczką w św. Mungu - odparłam - Jest z domu Lestrange.
Normalny czarodziej pewnie wzdrygnął by się słysząc, że wujem jego nowej znajomej jest Rudolphus Lestrnage, a ciotką jego urocza żona, Bellatrix, jednak na Miley nie zrobiło to wrażenia -w końcu skąd mogła wiedzieć, kim oni są, skoro jej rodzice nigdy nie opowiadali jej o magii i czarodziejach.
- Kojarzysz, kim jest jej brat? - zapytałam.
- Nie, moi rodzice wychowywali mnie zupełnie bez magii.
- Siedzi w Azkabanie - wtrąciła moja siostra.
- Co to? - Miley cale nie wyglądała na zdegustowaną, a raczej zaciekawioną.
- Więzienie czarodziejów - usłyszałyśmy z tyłu chłodny głos mojej matki - Kota zostawiłyście u Ollivandera, macie szczęście, że nie uciekła.
<Miley?>
Nowy uczeń
Imię: Alexander Michael
Nazwisko: Johnson
Czystość krwi: Czysta.
Wiek: 11 lat
Data urodzenia: 15 październik 1981 r.
Miejsce urodzenia: Chicago
- Rodzina: Matka - Joice (nie żyje)
- Ojciec - Cameron (nie żyje)
- Ciotka - Christine
Rok: I
Dom: Gryffindor
Różdżka: Dziesięć i trzy czwarte cala, cis, włos z ogona testrala, niezbyt giętka
Aparycja: Alexander jest wysokim, szczupłym chłopakiem, o wysportowanym ciele i dobrej postawie. Blond czupryna jest zazwyczaj w całkowitym nieładzie. Jego oczy są zaś szare, na myśl przywodzą niebo przed burzą. Z jasnej twarzy chłopaka często trudno odczytać jakiekolwiek emocje, poza spokojem i opanowaniem. Rzadko też pojawia się na niej uśmiech, choć od kiedy jest w Hogwarcie, zjawia się coraz częściej, szczególnie gdy widuje się z grupą przyjaciół. Zawsze chodzi wyprostowany, z wysoko uniesioną głową, pewnym krokiem idzie przed siebie. Otacza się raczej aurą chłodu i nieprzystępności, dzięki czemu ma zapewnioną nietykalność. Co do ubioru, Alex nie jest wybredny. Wystarczają mu sprane spodnie i jakaś koszula, którą luźno na siebie narzuca. Do tego buty, koniecznie wygodne. Bo to właśnie jest dla niego najważniejsze - wygoda i praktyczność.
Charakter: Ax to spokojny, opanowany chłopak, który rzadko się wychyla. Małomówny i zamknięty w sobie, w dodatku nieufny jak mało kto. Nie lubi kłótni i ma w zwyczaju "wywijać się" z rozmów i sytuacji, których częścią nie chce być. Nie oznacza to jednak, że jest tchórzliwy, nie widzi jednak sensu uczestniczenia w sporach, które go nie dotyczą lub zupełnie nie obchodzą. Nie znosi, gdy ktoś go do czegoś zmusza, i często z czystej złośliwości robi na odwrót. Lubi drażnić się z innymi, ale jest przy tym subtelny - jego żarty nigdy nie są dosadne. Jest jednak niezbyt towarzyski i woli samotne zacisze błoni od zatłoczonego pokoju wspólnego. Natomiast jego najgorszą - czy też raczej sprawiającą najwięcej kłopotów - jest jego upór. Nie spocznie póki nie osiągnie celu. Cechuje go inteligencja i spryt, niełatwo go oszukać. Ma rozległo wiedzę na wiele tematów, woli jednak działać w praktyce. Jest niezwykle cierpliwy i wytrwały, potrafi czekać naprawdę długo, by potem zaskoczyć wszystkich w najmniej oczekiwanym momencie. Alex rzadko prosi o pomoc, od zawsze jest samowystarczalny, w dodatku ambicja mu na to nie pozwala. Nie jest arogancki, jak można stwierdzić po jego pewnej postawie i wszechwiedzącym uśmiechu, ma jednak doskonałą intuicję i wyczucie. Działa impulsywnie, co nie zawsze przynosi zamierzone efekty, jednak jego zaciętość i upór rekompensują to. Bywa bezkompromisowy, szczególnie gdy chodzi o coś ważnego i jest pewien swoich racji. Potrafi też odpowiednio przekonać innych. Uważany za manipulanta, jest jednak honorowy i sprawiedliwy, i działa według tego, co sam uważa za słuszne.
Hobby: Ukochanym zajęciem Alexandra jest szkicowanie. Może mało męskie, ale to właśnie uwielbia robić. Potrafi całymi dniami siedzieć na łące, na skraju lasu i oddawać się pasji. Bo najbardziej lubi szkicować to, co go otacza, gdyż Alex jest wrażliwy na prawdziwe, naturalne piękno. W dodatku, chłopak kocha zwierzęta. Są wierniejsze od ludzi, łatwiej zachowują spokój. Jego kot, Case, to odzwierciedlenie charakteru Ax'a. Spokojny, inteligentny. Rzadko miauczy, za to głośno mruczy. I dlatego jest ulubionym zwierzakiem chłopaka. Poza tym wszystkim, Alexander jest uzdolnionym muzykiem. Na fortepianie gra od pierwszej klasy podstawówki, kiedy to wychowawczyni chciała go ukarać i postanowiła mu zadać zadanie domowe, którym była właśnie nauka gry na tym instrumencie. Sądziła, że nie da rady. A uparty chłopak nauczył się grać i to nie tylko na fortepianie, ale też na klasycznej gitarze. Od tamtej pory to właśnie muzyka jest jego odskocznią.
Ulubiony i znienawidzony przedmiot: Alex uwielbia zaklęcia i uroki, za to nie cierpi wróżbiarstwa, które według niego to stek bzdur.
Bogin: Martwa rodzina.
Patronus: Już niedługo...
Quidditch: Szukający
Motto: ,,Siłą jest lojalność i jedność, a nie dzielenie się z ludźmi kłamstwami.”
Dziewczyna: aktualnie brak.
Zwierzę: Kot rasy korat - Case
Historia: Jedynym wspomnieniem rodziców, jakie zachował Alex, to sposób w jaki na niego patrzyli. Błękitne oczy matki, które spoglądały nań z miłością i spokojny wzrok ojca, który nigdy nie tracił rezonu. Nic więcej. Rodzice Alexandra zginęli w wypadku samochodowym, gdy chłopak miał niecałe dwa lata. Mieszkał z nimi sam, o dziadkach czy innej rodzinie nigdy nie słyszał. Jego rodzice zachowywali się, jakby ich życiorys zaczynał się od momentu, w którym on przyszedł na świat. Jednak na skutek tego, Ax nie miał gdzie się podziać i został umieszczony w sierocińcu. Chłopak dorastał w nieprzyjemnej atmosferze. Wśród jego rówieśników trwały ciągłe walki o "władzę". Czarnowłosy nigdy nie rozumiał takich prymitywnych zachowań, choć i on bywał zaczepiany, ale z powodu chłodnej aury, którą się otaczał, dawano mu spokój. Jednak tylko raz ktoś wyszedł przed szereg. W przeddzień jego dziewiątych urodzin podszedł do niego pewien rudzielec, który aktualnie znajdował się na czele listy "przywódców". Aby dowieść swej wspaniałości postanowił jako pierwszy pobić Alex'a i dzięki temu zagwarantować sobie coś w rodzaju respektu. Kiedy jednak go zaatakował, jego ręka trafiła w próżnię, a sam Alexander znajdował się parę metrów dalej. Rudy zacisnął pięści ze złości i chciał znów zaatakować, gdy nagle wszystkie przedmioty wokół zaczęły unosić się do góry i zataczać koła. Coraz to szybciej. Otworzyło się okno i zerwał się porywisty wiatr, który przyszpilił napastnika do ściany. Agresja chłopaka i jego towarzyszy, którzy cały czas przyglądali się temu, stopniowo zmieniała się w przerażenie. Jednak w tym samym momencie do pokoju weszła jedna z nauczycielek. I wiatr ustąpił, a rzeczy znalazły się na swoich miejscach. Chłopcy z krzykiem wybiegli z pomieszczenia, a Alexander z cichym westchnieniem, pełnym rezygnacji i znużenia, usiadł na łóżku. Kobieta podeszła do niego i usiadła obok. Siedzieli tak do wieczora i długo rozmawiali. A gdy wybiła północ, chłopak był w drodze do Londynu, do domu ciotki, która, jak się okazało, była tą właśnie nauczycielką. Opowiedziała mu o wszystkim, choć on już wcześniej rozumiał pewne rzeczy. Najważniejsze było jednak to, że kobieta obiecała mu, że już nigdy nie wróci do sierocińca. I tak przez ostatnie dwa lata wspierała go w spełnianiu marzeń, ale też w nauce, bo w końcu chłopak miał zacząć swój pierwszy rok w szkole dla czarodziei i czarownic, tak jak wcześniej jego rodzice i ciotka.
Inne zdjęcia: -
Ciekawostki: -
Login: Fallen Angel
Od Isabelli
- Bella, jak nazywało się to miejsce, gdzie można przejść na ulicę Pokrętną?
- Dziurawy Kocioł. I to nie jest ulica Pokrętna, tylko Pokątna - powiedziałam sennym głosem.
- Ach, tak. Pokrętna... Pokątna... Co za różnica... - wymruczała tak, że prawie tego nie usłyszałam.
Rodzice wysiedli z samochodu. Musieli na mnie poczekać, bo ociągałam się z wyłączeniem piosenki. Gdy tata zamknął samochód na kluczyk udaliśmy w nieznaną mi część Londynu. Gdzieś tu znajdował się pub o nazwie Dziurawy Kocioł. Rozglądałam się uważnie, ale moje poszukiwania spełzły na niczym. A gdyby tak popytać przechodniów... Nagle parę metrów nade mną dostrzegłam tabliczkę z napisem: Dziurawy Kocioł.
- Mamo! Tato! To tu! - wykrzyknęłam radoście, wskazując na budynek pomiędzy sklepem z płytami, a księgarnią. Kilka przechodniów spojrzało na mnie ze zdziwieniem.
Rodzice zerknęli w stronę wskazanego przeze mnie miejsca.
- Jesteś pewna? - zapytała cicho mama.
- Tak - potaknęłam lekko uniesionym głosem. O co chodzi. Nie widzą tej tabliczki...?
- Przecież to jest jakiś opuszczony sklep. Założę się, że grozi zawaleniem. Nie będziesz tam wchodzić, nie ma mowy! - wybuchnął tata.
- Ale to jest to miejsce, przecież widzę tabliczkę - zaprotestowałam. - To na pewno tu.
Podeszłam kilka kroków do wejścia. Ze środka usłyszałam śmiechy, a nawet dźwięk tłuczonej szklanki. Miałam rację. Ale dlaczego rodzice widzą coś zupełnie innego... Oczywiście! To nawet nie jest trudne do zrozumienia!
- Już wiem o co tu chodzi! A przynajmniej się domyślam... - zaczęłam. - Ja widzę pub, a wy opuszczony sklep. A dlaczego? Bo ja jestem czarownicą i widzę to co powinno tam być. Wy jesteście zwykłymi ludźmi. Założę się, że zaczarowano to tak, że niemagiczni widzą coś innego, żeby tutaj nie wchodzili. Rozumiecie? Brzmi to jakoś logicznie?
Rodzice namyślili się chwilę i przyznali, że może tak jest.
- Idę tam, poradzę sobie jakoś - zadeklarowałam.
- Na pewno? Może jednak.. - Mama chciała coś dodać, ale nie miała argumentów. Westchnęła i przytuliła mnie. - Tylko uważaj tam na siebie.
Pożegnałam się z nimi i patrzyłam jak odjeżdżają samochodem. Pojechali teraz do babci, a tutaj mieli wrócić punkt osiemnasta. Mam jeszcze pięć godzin. Tyle chyba wystarczy na zakupy. Zresztą na pewno na Pokątnej pobędę dłużej. Muszę obejrzeć każdy sklep.
Stanęłam przed wejściem do pubu. Westchnęłam, pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka. W środku budynku było ciemno i niezbyt czysto. Kilka osób zwróciło twarze w moją stronę. Podeszłam do baru. Stał za nim przygarbiony mężczyzna. To na pewno barman, pomyślałam. Spytam się, gdzie jest to przejście...
Niestety głos uwiązł mi w gardle. Otworzyłam usta, ale nic nie powiedziałam. Barman zapytał:
- Co podać?
- Eee... Dziękuje. J-ja tylko chciałam się z-zapytać, gdzie jest p-przejście na ulicę Pok-kątną.
Mężczyzna chyba nie zauwżył mojego lekkiego jąkania. Uśmiechnął się lekko i rzekł:
- Chodź za mną.
Wyszłam z nim na tyły pubu, a potem na małe podwórko. Stanął przed wysokim murem. Nie widziałam co robi, słyszałam tylko stukot.
Chwilę później cegły w murze zaczęły się rozsuwać, aż utworzyły przejście.
- Poradzisz sobie dalej? - zapytał barman.
- Jasne - wymamrotałam nawet na niego nie spoglądając. Byłam zbyt oniemiała widokiem. Ulica Pokątna były pełna sklepów, zatłoczona czarodziejami i czarownicami. Pierwsze co zrobiłam to udałam się do Banku Gringotta. Pracowały tam gobliny, które wydawały mi się odrobinę dziwne. Wymieniłam zwykłe pieniądze na pieniądze czarodziejów, przy okazji wytłumaczono mi ile galeon ma sykli itp. Założyłam nawet własną skrytkę. Co prawda były drobne problemy, goblin proponował mi nawet chronienie skarbca przez smoka, ale ja nie lubię trzymać zwierząt na uwięzi, a poza tym nie starczyło by mi pieniędzy, mimo tego że mam ich dużo. Gdy wychodziłam z banku, moją uwagę przykuło lodziarnia. Weszłam tam i kupiłam loda z dwoma gałkami o waniliowym smaku. Właśnie miałam zwiedzać inne sklepy, gdy wpadłam na dziewczynę. Była niższa ode mnie, miała burzę rudych włosów. W wyniku zderzenia waniliowy lód znalazł się na mojej błękitnej bluzce, a jej spora torba z książkami wyleciała z rąk.
<Alyss?>
Nowa uczennica
Imię: Isabella (Is, Isa, Bell, Bells, Bella)
Nazwisko: Wilson
Czystość krwi: Mugolak
Wiek: 11 lat
Data urodzenia: 3 styczeń
Miejsce urodzenia: Londyn
Rodzina:
- Matka - Dorothy
- Ojciec - Anthony
- Siostra [młodsza] - Annie
Status majątkowy: Zamożny
Rok: I
Dom: Gryffindor
Różdżka: Angielski Dąb, szpon hipogryfa, 12 cali, giętka
Aparycja: Isabella jest średniego wzrostu, szczupłą dziewczyną. Ma zgrabną, wysportowaną figurę. Porusza się z wdziękiem i gracją. Mimo ciągłego przebywania na słońcu, jej cera jest blada. Oczy orzechowe, usta malinowe, niezbyt duże, uszy lekko odstające, zakrywane przez długie, lśniące, brązowe włosy. Na jej twarzy ciągle widnieje szeroki uśmiech, odsłaniając równe, białe zęby. Najczęściej zakłada wygodne dla siebie ubrania - bluzy, trampki, dżinsy. Ale lubi czasem włożyć spódnicę czy sukienkę. Do tego prawie zawsze w uszach ma kolczyki, a na rękach kilka ulubionych bransoletek.
Charakter: Isabella łatwo nawiązuje nowe znajomości. Mimo nieśmiałości, ma w sobie coś, co przyciąga innych do jej osoby. Miła, kulturalna, serdeczna - to jej główne cechy, lecz także odwaga i męstwo. Bo ta dziewczyna zdolna jest skoczyć w ogień za ukochaną osobą. Bardzo kocha rodziców i młodszą siostrę, którą opiekuje się ze szczególną troską i nie pozwoli, by ktokolwiek ją skrzywdził. Chętnie pomaga innym, ale zdarzają jej się dni, w których mogłaby przeleżeć cały dzień w łóżku i nic nie robić. Najczęściej prawdomówna, bywa jednak, że okłamuje innych, zawsze w dobrych celach. Cierpliwa dla innych, a jednocześnie nerwowa, gdy coś jej nie wychodzi. Łatwo się obraża, lecz po chwili mija jej złość i już nie chce się kłócić. Uwielbia być chwalona i ma wielką satysfakcję, gdy ktoś przyznaję jej rację. Często wtedy mówi: "A nie mówiłam!". Radosna i dowcipna, ciągle się śmieje. Inteligentna i bystra, nie łatwo ją oszukać, kłamstwo wyczuwa na kilometr. Lubi rozwiązywać łamigłówki i zagadki, co dosyć dobrze jej wychodzi. Ma w sobie dużo energii, uwielbia ruch i przebywanie na świeżym powietrzu. Wśród przyjaciół jest zarówno tym, który często wywołuje kłótnie i tym, który łagodzi spory, ponieważ myśli racjonalnie i umie rozwiązywać konflikty. Nie obgaduje innych, jest lojalna i sprawiedliwa. Dobrze sie uczy, nie zaniedbuje obowiązków szkolnych.
Hobby: Słuchanie muzyki, rysowanie, obserwowanie zwierząt, fotografia, pisanie opowiadań., granie w Quidditcha, uczenie się o magicznych zwierzętach.
Ulubiony i znienawidzony przedmiot: Uwielbia eliksiry i obronę przed czarną magią, niecierpi natomiast historii magii.
Bogin: Wielki, włochaty pająk.
Patronus: Chciałaby się tego nauczyć! / Na razie brak.
Quidditch: ---
Motto: "Kochać kogoś, to przede wszystkim pozwalać mu na to, żeby był, jaki jest" ~ William Wharton, "Tato"
Chłopak: Na razie brak.
Zwierzę: Alvin - Kot syberyjski
Historia: Dorothy White była prawniczką. Gdy miała 22 lata, wyszła za mąż za właściciela firmy budowlanej, Anthony'ego Wilsona. Wkrótce potem urodziła im się pierwsza córka, Isabella. Była dla nich wręcz ideałem - odpowiednio ułożona, inteligentna, miła. W wieku 3 lat zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Mała Bella potrafiła przenosić za pomocą umysłu różne przedmioty. Udawało jej się nawet manipulować rodzicami - gdy coś chciała dostać, oni jej ulegali. Dorothy i jej mąż nie chcieli iść z tym do lekarza, bo bali się, że ludzie uznają ich za wariatów. Gdy Is miała 5 lat, urodziła się jej siostra Annie. Magiczne zdolności Isabelli przestały się objawiać. Aż do pewnego wieczoru, gdy Bella miała już 11 lat. Cała rodzina Wilsonów jadła kolacje. W kuchni było otwarte okno, przez które wleciała duża płomykówka, upuściła list, który wpadł do szarlotki na środku stołu i wyleciała. Wszyscy wymienili przerażone spojrzenia. Ojciec Isabelli wyjął ostrożnie list z jedzenia. Otworzył i przeczytał na głos. Okazało się, że Is jest czarownicą i została zaproszona do Hogwartu, szkoły magii. Jej rodzice ucieszyli się i nie mieli nic przeciwko inności swojej córki. Isabella również była szczęśliwa i z radością pojechała pociągiem do magicznej szkoły.
Inne zdjęcia: ---
Ciekawostki:
- Panicznie boi się pająków.
- Ma na ramieniu znamię w kształcie kota.
- Ma sobie 1/8 krwi willi. Jej praprababcia była willą.
Login: Lemurek015
Od Piper -c.d. Tony'ego
Po raz pierwszy bez zgody mamy poleciałam na pokątną. I szczerze to nie wiedziałam co ze sobą zrobić tym bardziej że moja tak zwana nadpobudliwość sięgała zenitu. I tym razem po prostu kogoś niechcący szturchnęłam. Spojrzałam na chłopaka z delikatnym uśmiechem co zdarza się u mnie rzadko bo zazwyczaj mam go od ucha do ucha.
- Nic się przecież nie stało -zauważył i ruszył przed siebie a ja za nim. -Nie jesteś z rodzicami?
- Nie -zaprzeczyłam -Obydwoje w pracy a że ja nie miałam co robić to za pomocą fiu się przeniosłam. Pewnie za to moja mama by mnie zabiła bo znów ubrudziłam moją kochaną koszulę którą miałam ubrać w dniu wyjazdu jednak nie mogłam się oprzeć. A tak w ogóle jestem Pip.
- Jestem Tony. -uśmiechnął się delikatnie chodź widać było po nim że trochę przebomblował tą naszą rozmowę. -A Pip to skrót od Patrycji? Pameli?
- Od Piper -powiedziałam -Dla ciebie Pip albo Pipes lub też Piper. A Tony to od Anthony?
- Tak -przyznał i westchnął - Ty na serio nie maż co robić?
- A co przeszkadzam ci? -zrobiłam minkę zbitego psa. -Och nie. Wyczuwam tu silną woń jedynaka i to podwójną. Tak mam na myśli siebie i ciebie. Mogę to wyczuć po charakterze. Dla mnie to bardzo łatwe.
- Zawsze tak dużo gadasz? -spytał a zmarszczyłam brwi.
- No taki mój urok -uśmiechnęłam się głupkowato co oznaczało że nic mi nie było. -Znaczy jak ci przeszkadzam to mów i tak miałam iść tylko do lodziarni i spadać. Znów sama podróżować do domu i siedzieć w domu sama... Albo też na podwórku sama, wiedząc że wszystkie twoje przyjaciółki siedzą sobie na Chorwackiej plaży a dokładnie to już się zbierają bo przecież niedługo rok szkolny... Ech czyli znów sama będę do 15.00 albo też dłużej i znów będę musiała sama ugotować obiad chodź mama wie że tego nienawidzę chodź ogólnie to umiem tak samo jak to -musiałam się pochwalić i spojrzałam do tyłu. Pusto. Zrobiłam salto do tyłu i wylądowałam na prostych nogach. Będzie mi szkoda że już nie będzie mnie na lekcjach gimnastyki. -I wiele innych rzeczy. To jak? Mam uciekać czy nadal będę mogła ci świergotać nad uchem a za to kupię ci dwu-gałkowego loda. Co ty na to?
<Tony?>
Od Piper -c.d. Alaine
- I jak? -spytałam ledwo mogąc usiedzieć w miejscu. Czasami myślę czy na pewno nie mam ADHD.
- Przyznam że w moim domu nie mogę oglądać to co mugolskie -mruknęła pod nosem -Ale film był fajny. Znaczy... Straszne to było jak w ten śmigłowiec ten olbrzym wszedł a potem jak otworzyli tą arkę.
- No -przyznałam -To jest jeden ze straszniejszych momentów. Ale się nie bałaś co nie?
- Nie, chodź na odstresowanie zawsze coś bym jeszcze obejrzała -powiedziała
- Może bajkę disney'a? -spytałam z uśmiechem - 101 dalmatyńczyków? Alicje w krainie czarów? Królewnę śnieżkę? Wiem że gdzieś mama chowa "Śniadanie u Tiffaniego" ale to jakieś strasznie romantyczne. Nie żeby coś ale jednak jeszcze mam ten czas kiedy kocham bajki oraz filmy akcji i przygodowe.
I wtedy weszła do nas pani mama Ali i moja mama oraz tato, a widząc pobojowisko czyli miny popcornowe mama zmarszczyła brwi i założyła dłonie na piersiach.
- Alaine idziemy do domu -powiedziała mama Ali -Musisz się spakować bo już po jutrze wyjeżdżacie. Macie jeszcze jutro czas może Pip do nas przyjedzie jeśli tata się zgodzi.
- Naprawdę będzie mogła przyjść? -wstała i ja też wstałam. Uścisnęłam ją. -To do jutra Pipes.
<Aluś?>
sobota, 26 lipca 2014
Od Alaine C.D. Piper
- Nie, tylko trochę piecze - odpowiedziała lekko zmartwiona.
- Jak tylko skończymy wyglądać jak laleczki voodoo, od razu zobaczymy, co się stało - przyrzekłam i po chwili obydwie wybuchnęłyśmy gromkim śmiechem.
- Mam nadzieję, że nie jesteśmy przeklęte - dodała Pip, po czym zrobiła groźną minę.
Stałyśmy tak jeszcze przez chwilę, gdy nagle wszystkie szpilki odleciały, a sprzedawczyni poprosiła nas do kasy.
- Proszę, o to Wasze szaty - odrzekła z uśmiechem.
Nasze mamy zapłaciły odpowiednią ilość galeonów, pożegnały się z ekspedientką i chwilę później wszyscy staliśmy przed sklepem Madame Malkin.
- A teraz pokaż tą ranę - rzekłam.
Pipes powoli zaczęła zsuwać koszulkę z ramienia. Po chwili na jej ręce ujrzałam niewielką ranę, z której raz po raz kapały krople krwi.
- No pięknie! Jeszcze tylko tego mi brakowało! - zdenerwowała się Pip.
- To nic takiego. Jedno zaklęcie i po krzyku. Zaraz, jak to było... - zastanawiałam się.
Wyciągnęłam swoją różdżkę i skierowałam jej koniec w stronę zranienia. Czułam się pewnie. W końcu ile razy czytałam w domu księgę z zaklęciami leczącymi? Chyba z dziesięć! Dam sobie radę.
- To na pewno bezpieczne? - zapytała Pip.
- A od kiedy magia jest bezpieczna?
Uśmiechnęłam się szeroko w jej stronę i rzekłam:
- Episkey!
Po chwili obydwie patrzyłyśmy, jak po ranie nie zostaje nawet najmniejszy ślad. Ach... Jak ja kocham magię!
- Wow! Wyrażam wielki podziw dla panny Ali, zaklinaczki voodoo. A tak serio, gdzie się tego nauczyłaś? - zapytała Pip.
- No, wiesz u mnie w domu półki uginają się pod ciężarem grubych ksiąg z zaklęciami. Uwielbiam je przeglądać, a że mam dobrą pamięć, to udaje mi się nawet zapamiętać kilka. Ale dosyć już tego ględzenia. Musimy jeszcze kupić wiele rzeczy.
- To w takim razie Wam pomożemy. My pójdziemy po Wasze książki, a Wy zajmiecie się resztą. Kiedy skończycie, przyjdźcie pod księgarnię Esy i Floresy. Co Wy na to? - zaoferowały się nasze mamy.
Kiwnęłyśmy potakująco głowami, po czym ruszyłyśmy do sklepu obok Madame Malkin.
<Jakiś czas później>
Zadowolone z zakupów skierowałyśmy się do księgarni, gdzie czekały na nas mamy.
- Jak zakupy?
- Świetnie, mamy wszystko! Mamo, mogłabym pokazać Ali mój ulubiony film u nas w domu? Błagam! - prosiła Pipes, robiąc przy tym minę pieska, który chce dostać coś do jedzenia.
Mama Piper popatrzyła na moją. Wyraz jej twarzy mówił sam za siebie. Myślała, co na to ojciec. Nie, nie pozwolę po raz kolejny odgrodzić się od świata i znajomych, a Piper była miła. Fakt, strasznie jest zakręcona, ale pozytywnie. Pełno jej wszędzie. Nie mogę pozwolić by czystość krwi zepsuła naszą znajomość. Wiedziałam, że szanse są nikłe, ale miałam kilka argumentów.
- Mamo, jeśli chcesz możesz przecież iść ze mną - powiedziałam i szepnęłam jej na ucho:
- Tata o niczym się nie dowie, obiecuję.
- Zgadzam się - odrzekła po chwili milczenia.
- Yupi! Chodźmy się teleportować! - wykrzyknęła uradowana Pipes i już po chwili wszyscy skorzystaliśmy z proszku Fiu.
Gdy tylko dotarliśmy na miejsce ujrzałam...
Od Marie C.D. Alyss
- To teraz... Skoro mama kupuje szaty, to co teraz? - Zastanowiła się Alyss.
- Ja bym poszła popatrzeć na zwierzęta, ech... To znaczy ty już masz kota - zająknęłam się.
- Co? Skąd wiesz? - Alyss otwarła szerzej oczy. - Nie mówiłam ci.
W milczeniu zaczęłyśmy się sobie przyglądać.
- Wiesz... Zostało mi parę galeonów, a chciałabym sowę - westchnęłam cicho.
- Tak... Chodźmy do Eeylopa, tam coś się znajdzie - powiedziała bez przekonania Alyss. Popchnęłam drzwi i usłyszałam całą gamę różnych dźwięków, miauknięć, skrzeków, pisków i wrzasków. Najgorsza była jedna sowa, zaczęła drzeć się tak niemiłosiernie, że aż do niej podeszłam. Stanęłam naprzeciw jej klatki, o dziwo ucichła.
- Chyba sama zdecydowała, że chce być twoja - mruknęła dziewczyna. Parsknęłam śmiechem, na co sówka znowu się rozwrzeszczała. Posłałam Alyss wymowne spojrzenie, po czym podeszłam do kasy. Po chwili ściskałam w ręku klatkę z ową krzykaczką.
- Jak ją nazwiesz? - zaciekawiła się Alyss.
- Samuela - odparłam po chwili namysłu.
- Samuela?
- Ta... Moja gadatliwa babcia tak miała na imię.
Alyss zaśmiała się, nagle jej uwagę przykuła kobieta dźwigająca tobołek z szatami, rozejrzała się i dostrzegła nas.
- No! Nareszcie cię znalazłam Alyss. Widzę, że już sobie znalazłaś koleżankę - podniosła wzrok z córki na mnie.
- Dzień dobry, pani McKean - przywitałam się. Dziewczyna wbiła we mnie spojrzenie, otwarłam nieco usta.
- Znowu to zrobiłaś - szepnęła. Uniosłam pytająco brwi. - Ty wiesz pewne rzeczy, zanim ktoś ci o nich powie - uśmiechnęła się.
- Co? - zmarszczyłam czoło.
- MARIE! ILE MAM NA CIEBIE JESZCZE CZEKAĆ? - mama chwyciła mnie za nadgarstek, jakby cały czas tutaj stała.
- Och... Cześć mamo, to jest Alyss, a to jej mama.
- Dzień dobry - kobiety podały sobie ręce z uśmiechem, po czym pogrążyły się w rozmowie na temat cen szat. Dorośli...
- Chcesz popatrzeć na miotły? - powiedziałam bezgłośnie ustami i pokazując głową na wystawę. Alyss skrzywiła się do matki i na palcach od nich odeszłyśmy. Z westchnieniem zachwytu przyjrzałam się Nimbusowi Dwa Tysiące. Gdy już napasłyśmy (to znaczy ja) widokiem wspaniałej miotły zaproponowałam Alyss lody.
<Alyss? Zgodziłaś się? ^_^>
piątek, 25 lipca 2014
Od Tony'ego
Podszedł do mnie sprzedawca. Spojrzał na mnie, nawet nie zostałem zmierzony, ani nic. On po prostu wrócił po kilku minutach z piękną,,czarną różdżką. Machnąłem nią. Z różdżki wyleciały czarne iskry.
Sprzedawca bez slów ją spakował, a gdy miałem wychodzić - powiedział.
- Uważaj. Uważaj na nią i na siebie.
Gdy wyszedłem cały czas o tym myślałem. Nie miałem pojęcia o co mu chodziło, ale miałem nieprzyjemne poczucie.
Teraz musiałem znaleźć mamę i wrócić do domu. W końcu.
Jednak w pewnym momencie natknąłem się na...
(Ktosiu?)
czwartek, 24 lipca 2014
Od Piper C.D Alaine
- Chyba mogę poczekać -zaśmiałam się -Lecz raczej nie będzie gorzej niż było u mnie.
Olivander sięgną do ciemnego pudełeczka i wyją z niej różdżkę.
- Włókno ze smoczego serca, grab, 9 cali, giętka -podał dziewczynie. Ta różdżka wydawała się przy mojej taka malutka, ale i ona była troszku niższa od mnie. Od razu ją wybrała. Zirytowałam się.
- No WTF! Ja tu rozbiłam szybę, prawie podpaliłam różdżkę by ją odnaleźć a ty za pierwszym razem? -Wpadłam w niekontrolowany śmiech, po czym dodałam -Miałaś Fuksa Aluś. Będę do ciebie mówiła Ala, bo Aliane jest przydługawe a ty na mnie możesz mówić Pip bądź Pipes. Jak ci wygodnie.
Razem wyszłyśmy ze sklepu i wtedy podbiegły do nas dwie kobiety. Moja mama i prawdopodobnie jej. Spojrzały po sobie i się roześmiały jak by znały się od lat.
-Co za miłe spotkanie Caroline -uśmiechnęła się -Idziemy po szaty a wy?
- Och witam się Elisabeth także idziemy po szaty, co nie Pipes? -spytała
- Tak jest. Szeregowa Pip zgłasza, iż możemy ruszać -zachichotałam
Ruszyłyśmy do sklepu z szatami. Razem z Alą podsłuchiwaliśmy rozmowę naszych matek nasłuchując czy czegoś ciekawego się dowiemy. Jednak nic takiego nie było. Wspominały tylko lata w szkole i tak dalej aż w końcu rozmowa zeszła na mężów.
- Słyszałam, że wyszłaś za Angusa -powiedziała moja mama -Pamiętam jak w szkole wiele dziewcząt nie mogło odwrócić od niego wzroku. Ja wyszłam za mojego kochanego Vick'a. Niestety jest mugolem, ale cała jego rodzina wieży w magię. No wiesz te indiańskie korzenie. Ale żebyś go widziała, kiedy się poznaliśmy. Wysoki, muskularny o pięknych włosach i oczach. Do tego od ostatniego czasu jest cenionym Aktorem. Straciłabyś dla niego głowę.
- Och. Czyli Piper jest półkrwi? -spytała trochę jak by z obrzydzeniem -Ale co do stracenia głowy to pamiętasz jak Juliette z Ravu zakochała się w Florianie? Podobno wyszła za niego. Też słyszałam, że sam Harry Potter ma się uczyć w Hogwarcie. Wiesz ten chłopiec, który przeżył.
- Słyszałam -powiedziała -Wiesz, że przyjaźnię się nadal z McGonagall. Przecież byłam jej ulubienicą. Zawsze dostawałam u niej W z egzaminów nawet z tego ostatniego. Miałam przed oczami świetlaną przyszłość jednak wybrałam ministerstwo -powiedziała
I wtedy też doszliśmy do sklepu z szatami. Nie było takiej kolejki jak się spodziewałam. Stanęłyśmy na stołkach a latające miarki zaczęły nas mierzyć. Spojrzałam na dziewczynę z uśmiechem. Zaczęłam nucić pod nosem melodie z mojego ulubionego filmu, czyli Indiana Jones. Dziewczyna zmarszczyła nos jak by nie znała tego filmu. Zachichotałam.
-, Jeśli moja mama się zgodzi to może być przyjechała do mnie? -spytłam -Puściłabym ci mój ulubiony film do tego byśmy poznały się lepiej. Sowa czy kot?
- Oczywiście, że sowa –powiedziała z uśmiechem
- Dobra, ja też sowa –znów się zaśmiałam –Jesteś czystej krwi? Ja pół krwi.
- Tak czystej krwi, a jak brzmi twoje pełne imię i nazwisko? Bo moje to Alaine Alice White –powiedziała
- Ja jestem po prostu Piper McAdam –powiedziałam a jedna ze szpilek mnie ukuła mocniej –Ał
<Alaine?>
Od Miley cd Efiry
- Witaj. - powiedziałam i podałam rękę drugiej dziewczynie. Zaczęłyśmy powoli iść uliczką.
- Opowiedz nam coś o sobie. - odezwała wyraźnie zaciekawiona Efira.
- Ok, jak już mówiłam jestem Miley Sevry i pochodzę z Anglii. Podobno moją rodziną jest angielska rodzina królewska. Aktualnie mieszkam na Florydzie. Mama projektuje, a tata to po prostu milioner. Moi rodzice są czarodziejami, ale nigdy mi tego nie mówili...
(Efira?)
Od Efiry - C.D. Miley
Po chwili wyrwałam się z tych rozmyślań i wyszłam ze sklepu. W drzwiach zderzyłam się z tą dziewczyną.
- Przepraszam - mruknęła niezadowolona.
- Nic się nie stało - westchnęłam chowając różdżkę do kieszeni dżinsów.
Otaksowała mnie wzrokiem swoich zielonych oczu. Ona była ubrana w modną sukienkę i baleriny, z pewnością od jakiegoś znanego projektanta. Była wyraźnie zgorszona moimi porwanymi, dżinsowymi szortami, dziurawymi rajstopami i trampkami. Przynajmniej T-shirt miałam elegancko wciągnięty w spodnie.
- Też wybierasz się do Hogwartu - stwierdziła. - Jak masz na imię?
- Efira, ale większość ludzi nazywa mnie Effy.
- Miley Sevry - podała mi lekko opaloną rękę.
Uścisnęłam ją i uśmiechnęłam się.
- Jesteś z rodzicami? - zapytałam.
- Tak. Są u madame Malkin. Masz już szaty?
- Poszła po nie moja siostra, możemy tam iść - zaproponowałam.
Lucy już dążyła w naszym kierunku z torbą pełną szat. Spojrzała badawczo na Miley, a potem na mnie. Chyba poczuła się zakłopotana eleganckim wyglądem mojej nowej znajomej - była ubrana dokładnie tak samo jak ja, tylko, że jej rajstopy były bardziej podarte.
- To jest Lucida, moja siostra bliźniaczka - odezwałam się, bo ta idiotka nie chciała się przedstawić.
<Miley?>
Nowy uczeń
Imię: Anthony (Tony)
Nazwisko: Elein
Czystość krwi: półkrwi
Wiek: 11
Data urodzenia: 13 grudzień 1981 r.
Miejsce urodzenia: Nowy Jork
Rodzina:
- matka - Elizabeth
- ojciec - Howard
Rok: 1
Dom: Ravenclaw
Różdżka: cis, włókno ze smoczego serca, 12 cali
Aparycja: Ma rude włosy i bardzo jasno niebieskie oczy. Posiada dosyć bladą cerę, a jego twarz jest delikatnie i w mniejszości usypana piegami. Zadarty nos i zawsze wesołe oczy sprawiają, że wszyscy uznają go za skorego do psikusów. I taka jest prawda. Chłopak jest dosyć wysoki i szczupły, oraz wysportowany. Ubiera się normalnie. Dżinsy, koszula, czasem jakaś bluza, albo bluzka.
Charakter: Jest pomysłowy, wybuchowy i arogancki. Nie zawsze nad sobą panuje. Mówi to co myśli. Choć może to być nawet bardzo niemiłe. Nie obchodzi go nikt inny oprócz siebie. Pomiata wszystkimi dokoła siebie. Uważa, że każdy powinien go uwielbiać i szanować jak księcia. Czasem ma takie chwile, kiedy w siebie wątpi, ale szybko mu to przechodzi. W pewnych momentach swojego życia potrafi być miły i przyjacielski, oraz dobrze się zachowywać. Ma maniery. Lubi też robić różnorodne psikusy. Żartuje sobie ze wszystkiego i niczego się nie boi. No może tylko śmierci. Jest bardzo inteligentny i mądry. Zawsze był prymusem.
Hobby: Uwielbia pływać. Kocha wykonywać tę czynność. Dość dużo czyta. Lubi konstruować, i to wszystko. Od pożytecznych przyrządów, przez mini roboty, do tworzenia różnorodnych psikusów.
Ulubiony i znienawidzony przedmiot: Nienawidzi historii magii, a uwielbia transmutację.
Bogin: Czarna, otaczająca go mgła. (Śmierć.)
Patronus: Już nie może się doczekać, kiedy się tego nauczy.
Quidditch: ...
Motto: "Bez ciemności nie ma światła, bez zła nie ma dobra"
Dziewczyna: Jest tu kilka naprawdę ładnych.
Zwierzę:
Szczurek - Lucyfer
Historia: Jego ojciec jest wybitnym naukowcem. Matka po prostu zajmuje się domem, ale jej hobby to malarstwo. To właśnie ona jest czarodziejką. Ojciec przyjął to do wiadomości i nawet bardziej zaintrygowała go magia. Rodzice nigdy nie mieli za dużo czasu dla niego, ale nigdy się nie nudził. Kiedyś i teraz, oraz w przyszłości pewnie też, jest, był i będzie rozpuszczany.
Ciekawostki:
- Ma monofobie. To strach przed bakteriami i brudem.
środa, 23 lipca 2014
Od Miley
Uznałam, że dołączę do szkoły magii tylko na próbę. Spróbuję ją skończyć, a potem będę spełniać swoje marzenia.
Właśnie, wraz z rodzicami, szłam ulicą Pokątną. Trochę zajęło nam dotarcie tam, lecz udało się. Wchodziliśmy do wielu różnych sklepów i kupowaliśmy potrzebne mi rzeczy. Po drodze do kupienia różdżki wpadł na mnie kocurek. Była to ona. Od zawsze kochałam koty i gryzonie, więc postanowiłam ją zatrzymać i wziąć ze sobą do Hogwartu. Postanowiłam dać jej na imię Regina. Okazało się, że to kot brytyjski, co ucieszyło mnie jeszcze bardziej. Uwielbiałam tę rasę.
Poszliśmy dalej, a Regina położyła mi się na rękach. Była młodziutka. Gdy dotarłam do sklepu z różdżkami, ujrzałam wychodzącą, zadowoloną z siebie dziewczynę. Po chwili zapomniałam o niej, ponieważ byłam bardzo zaintrygowana wyborem różdżki. Podszedł do mnie pan Olivander i zaczęliśmy przymierzać. Ciężko było się przyznać, ale gdy tylko jakaś różdżka dotknęła mej dłoni, pojawiał się wokół niej czarny piekący dym. Sprzedawca wydawał się mną bardzo zaciekawiony a ja nie wiedziałam, o co chodzi. W pewnym momencie poczułam jakby coś lub ktoś wszedł do mojego mózgu i zaczął mną kierować. Bezwiednie podeszłam do jednego z pudełek i wyciągnęłam stamtąd pewną różdżkę. Moje ciało musiało wyglądać dziwnie, ponieważ wszyscy zaczęli się na mnie gapić. Gdy dotknęłam przedmiotu to coś mnie puściło. Miałam już własną wolę. Olivander bez słowa zapakował ją i odszedł na zaplecze. Bałam się o cokolwiek zapytać, więc sztywna wyszłam ze sklepu.
No i wpadłam na tamtą dziewczynę.
- Przepraszam… - wydukałam. Nie za bardzo lubiłam przepraszać, ale sytuacja tego wymagała.
(Efira?)
Od Alyss C.D. Marie
Sklep był naprawdę interesujący. Intrygująca była wystawa-jedna jedyna różdżka. Jakież czekało mnie zaskoczenie, gdy w środku zauważyłam ich...tysiące? Nie wiem, w każdym bądź razie całkiem dużo.
Pan Ollivander uważnie mi się przyjrzał. Potem obdarzył mnie uśmiechem.
-Nowa uczennica Hogwartu? Jak przypuszczam, Alyss McKean. Pamiętam Twoją matkę, jakby to było wczoraj. 11 i 1/4 cala, świerk, włos jednorożca. zaraz znajdziemy też coś dla ciebie...
Schował się za regałem z pudełkami.
-Lewo- czy praworęczna?-doszedł do mnie stłumiony głos.
-Praworęczna-odpowiedziałam zaciekawiona.
Po chwili Pan Ollivander wychylił się i podał mi jedną z różdżek.
Popatrzyłam się na nią.
-No. Machnij.
Zgodnie z poleceniem wykonałam jakiś ruch. Ręką nakreśliłam koło. Kiedy usłyszałam dźwięk pękającego dzbanka, skrzywiłam się.
Szybko odłożyłam różdżkę.
-Przepraszam.
-Nic się nie stało-odpowiedział mi Pan Ollivander, podając mi kolejną.-Spróbuj tą.
Ponownie wykonałam ów ruch ręką. Machnęłam w tę i wew tę. Nie stało się absolutnie nic.
Zaraz potem dostałam kolejną różdżkę.
-Ta powinna być już na pewno dobra.
Już kiedy wzięłam różdżkę do ręki, wiedziałam, że jest idealna dla mnie. Kilka kolorowych iskierek pokazało się na jej końcu.
Sprzedawca wyglądał na zadowolonego z siebie. Wyjaśnił, że to 11 cali, jałowiec i róg jednorożca. To ostatnie jest rzadkim składnikiem, ale najbardziej interesowało mnie to, że wreszcie jestem czarownicą, mam różdżkę!
Zapłaciłam i razem z Marie wyszłyśmy ze sklepu.
-To teraz....-zaczęłam-skoro mama kupuje szaty, to co teraz...-Zastanowiłam się.
<Marie? To co teraz robimy? >
Nowa uczennica
Imię: Miley
Nazwisko: Sevry
Czystość krwi: Czysta
Wiek: 11
Data urodzenia: 10 września 1981 rok
Miejsce urodzenia: Los Angeles
- Rodzina: mama - Margaret,
- tata - Peter
Status majątkowy: bardzo bogaty
Rok: 1
Dom: Slytherin
Różdżka: pióro feniksa, 10 cali, wiąz
Aparycja: Dziewczyna ma blond włosy i jadowicie zielone oczy. Ma nos jak "kartofelek". Długie palce i zwinne ręce bardzo ułatwiają jej grę na keyboardzie oraz gitarze. Ma pełne usta. Jest wysoka i szczupła.
Miley ubiera się różnie i trudno określić jej styl. Na pewno nigdy nie założyłaby skórzanej kurtki z ćwiekami. Prezentuje mniej więcej glamour lub coś w tym stylu. Kocha kapelusze z szerokim rondem. Jest typową modnisią i ślicznotką.
Charakter: Miley kocha marzyć, wygłupiać się, spędzać czas z innymi, lecz czasami lubi pobyć sama. Jest prawie zawsze uśmiechnięta i skora do żartów, ale gdy ktoś ją zdenerwuje – klękajcie narody! Ma swoje humorki i jest wymagająca. Nie lubi, gdy ktoś jej nie słucha lub ją ignoruje, zawsze walczy o swoje. Jest typową flirciarą. Ma dużą pewność siebie i większość ludzi ją lubi, jeśli któryś nie to raczej są wrogami. Jest wybuchowa i często ma huśtawki nastrojów. Potrafi przejść ze skrajności w skrajność np. raz jest milutka a potem staje się marudną jędzą. Charakterek to ona ma, ale tak naprawdę jest bardzo delikatna i łatwo ją zranić. Nienawidzi przemocy, ale są w niej złe zapędy. Ogółem jest taka, jaka jest ziemia, przyroda i pory roku. Często miewa napady głupawki. Ma nieprzeciętną inteligencje i jest nieprzeciętnym filozofem. Kręci ją myślenie o tym co było, jest i będzie... Nie liczy się z innymi i potrafi mieć kamienne serce.
Hobby: Kocha koty... i to BARDZO! Ogólnie lubi wszystkie zwierzaki. Uwielbia huśtanie się na huśtawce. Czasami zachowuje się jak dziecko. Ale place zabaw naprawdę kuszą. Często rysuje, gra na keyboardzie i gitarze, śpiewa oraz jest bardzo zainteresowana aktorstwem, fizyką, kosmosem, filozofią i psychologią. Lubi pływać i dobrze działa na nią woda. Lubi kawki oraz szynszyle.
Ulubiony i znienawidzony przedmiot: Znienawidzony to historia magii a ulubiona eliksiry.
Bogin: Patronus...
Patronus: Panicznie boi się tej magii.
Quidditch: Lubi tylko to oglądać.
Motto: "Jak za dużo myślę, to staczam się na dno"
Chłopak: Na razie nikogo nie ma.
Zwierzę:
Kotka brytyjska - Regina
Historia: Jej ojciec to milioner, a matka projektuje. Mieszkają w Los Angeles. Mają również mieszkanie w Nowym Jorku oraz na Florydzie. Korzenie jej rodziny sięgają to rodu królowej Anglii, więc Miley jest szlachcianką czy coś w tym stylu.
Miley zawsze wierzyła, że magia istnieje. Któregoś dnia, kiedy była mała, mama zostawiła ją na chwilę przed jakimś sklepikiem. Dziewczynka, zainteresowana dziwnymi dźwiękami przeszła na drugą stronę ulicy i zajrzała przez drzwi zawalającego się domu. W pewnym momencie jakiś duch na nią wyskoczył. Nie mogła się ruszyć, lecz ujrzała przed sobą białą mgłe. Duch znikł, a Miley pobiegła do swojej mamy. Potem dowiedziała się, że był to dementor, a to co pojawiło się przed nią - patronus. Ktoś ją uratował, ale ona zaczęła się bać patronusów.
Kiedy dostała się do Hogwartu, jej matka i ojciec powiedzieli jej, że od zawsze była czarodziejką, a oni to czarodzieje.
Ciekawostki: Panicznie boi się pająków i komarów. Nie przepada za naturą.
Login: Anwarunya
Od Alaine
- Czyżby to do mnie? - zapytałam w myślach samą siebie.
Uchyliłam lekko skrzypiące okno i sięgnęłam po białą kopertę. Obracałam ją chwilę w palcach i na odwrocie zauważyłam czerwoną pieczęć. Wiedziałam, co to dla mnie oznacza. W moim domu mówiło się o tym od urodzenia, mimo to nie mogłam w to uwierzyć. Dostałam list z Hogwartu! Szybko odpieczętowałam kopertę i odczytałam to, co było napisane na papeterii. Miałam rację.
- Wygląda na to, że wybieramy się do Hogwartu! - wykrzyknęłam uradowana do ukochanej sowy.
Dalia chyba rownież była ucieszona, bo radośnie zapiszczała. Po chwili do pokoju wbiegła mama.
- Co się stało Alaine? Czemu tak krzyczysz?
- Mamo, dostałam list z Hogwartu! - wykrzyknęłam ponownie i podałam jej kopertę.
Ona uważnie przeczytała list, po czym dodała:
- Ubierz się szybko. Zaraz idę do pracy, ale może zdążę podrzucić Cię jeszcze na pokątną.
Potem wyszła do kuchni, a ja czym prędzej dopadłam do szafy. Założyłam kremową bluzkę, krótkie, dżinsowe spodenki i związałam włosy w warkocz. Zdążyłam jeszcze uśmiechnąć się do Dali i zjeść jabłko, zanim wróciła mama. Podeszłyśmy do kominka, złapałyśmy za proszek fiu i już byłyśmy na ulicy Pokątnej.
- Zostawiam Cię tutaj. Tu masz listę zakupów. Radzę najpierw wybrać się po różdżkę. Kiedy skończysz zakupy, poczekaj u Olivandera. Odbiorę Cię stamtąd po pracy. Dobrej zabawy! - powiedziała i już jej nie było.
Po raz kolejny zostawili mnie samą. Ojciec od wczesnego ranka siedzi w ministerstwie, ale może to i dobrze. Z pewnością wysłuchałabym długiego monologu na temat moich przodków, którzy jeden po drugim trafiali do Slytherinu. Dobrze, że jeszcze nic nie wie o liście. Szłam szybko w stronę sklepu z różdżkami Olivandera. Odwróciłam się tylko na chwilę, na jedną, krótką sekundę i wtem poczułam uderzenie. Stałam twardo na ziemi i nie przewróciłam się, ale dziewczyna na którą wpadłam, tak.
- O jejku! Tak strasznie Cię przepraszam - powiedziałam speszona i podałam jej rękę. Ona jednak jej nie przyjęła.
- Dzięki, sama potrafię wstać - odrzekła.
- Twoja koszula jest cała... - nie pozwoliła mi dokończyć.
- Tak, jest cała brudna. Zwróć uwagę na fakt, że jest całkiem nowa, a tego - tu wskazała na koszulkę - nie wypierzesz w pralce.
Stałam jak słup soli. W głowie miałam kompletny mętlik. Nagle wpadłam na genialny pomysł.
- Może w pralce to nie zniknie, ale przy pomocy zaklęcia, tak! - powiedziałam stanowczo.
- Co proszę? - zapytała zdziwiona.
- Chodź ze mną! - odrzekłam i wciągnęłam ją prosto do sklepu Olivandera.
- O, witaj Alaine! Co Cię tu sprowadza? - odrzekł siwy mężczyzna.
- Dzień dobry! Widzisz Olivanderze, mamy tu mały problem - rzekłam, po czym wskazałam na koszulkę dziewczyny.
On od razu zrozumiał, o co proszę. Uniósł różdżkę do góry, po czym wymamrotał po cichu zaklęcie. Plama na koszuli zniknęła w mgnieniu oka.
- Mam nadzieję, że teraz wybaczysz mi moje potknięcie.
Blondynka przez chwilę patrzyła to na mnie, to na swoją koszulkę i po chwili uśmiechnęła się pod nosem.
- Nie będę ukrywać, że przez chwilę miałam ochotę Cię udusić... yyy... Właściwie jak ci na imię? - zapytała już spokojniejszym głosem.
- Gdybyś to zrobiła, to paradowałabyś po Pokątnej w czarnej koszuli. A na imię mi Alaine - dodałam z uśmiechem.
- Jestem Piper.
- A więc Piper, widzę, że masz już swoją różdżkę, ale ja jeszcze nie. Tak więc decyzja należy do Ciebie, zostajesz ze mną, czy każda idzie w swoją stronę?
<Jaka decyzja Piper?>
Nowa uczennica
Imię: Alaine Alice
Nazwisko: White
Czystość krwi: Czysta
Wiek: 11 lat
Data urodzenia: 2 luty
Miejsce urodzenia: Bristol
Rodzina:
- Ojciec: Angus
- Matka: Elisabeth
Rok: I rok
Dom: Ravenclaw
Różdżka: włókno ze smoczego serca, grab, 9 cali, giętka
Aparycja: Alaine to szczupła dziewczyna o przeciętnym wzroście. Jej jasna, niemal nieskazitelna cera doskonale pasuje do długich, blond włosów, połyskujących gdzieniegdzie ciemnymi odcieniami. Dziewczyna uwielbia zaplatać je w warkocz. Patrzy na świat swoimi pięknymi, szaro-zielonymi oczami, których jedyną ozdobą są, niestety, niezbyt długie, czarne rzęsy. Lekko wykrojone usta mają odcień jasnego różu. Aby dodać im intensywniejszego odcienia, blodynka maluje je czasem różową szminką. Alaine uwielbia długie peleryny o ciemnych kolorach. Nie przepada za jaskrawymi barwami. Najlepiej czuje się w wygodnych dżinsach i białych bluzkach z kolorowymi dodatkami. Nieodłączny element jej stroju stanowi srebrny wisiorek z otwartą książką.
Charakter: Jest z natury nieśmiała. Trudno jej zawierać nowe znajomości, ponieważ często boi się do kogoś podejść i porozmawiać. Jej skrytość można jednak łatwo przełamać. Wystarczy uśmiech, miłe słowa i życzliwość drugiej osoby, aby z nieśmiałej dziewczyny Alaine przeobraziła sie w wygadaną, pełną entuzjazmu i poczucia humoru osobę. Cechują ją, rzadko spotykana u tak młodych osób, mądrość i inteligencja. Nie brak jej rownież sprytu. Wystarczy zaledwie kilka chwil, a dziewczyna potrafi znaleźć mądre wyjście z prawie każdej sytuacji. Odznacza się także dużą cierpliwością i uporem w dążeniu do celu. Alaine ponad wszystko szanuje uczucia drugiego człowieka. Jeśli powierzysz jej sekret, możesz być pewien, że nie trafi w niepowołane ręce. Jest czystej krwi, ale nie gardzi mugolami. Wręcz przeciwnie, jest nimi zafascynowana. Uwielbia mugolskie przedmioty i ubrania. Z takiego opisu można by wywnioskować, że ta czarownica to ideał. Niestety, każdy ma wady. Alaine od zawsze boryka się z jedną z największych zmor tego świata - zazdrością. Boi się odrzucenia i odepchnięcia ze strony bliskich jej osób. Nieśmiałość nie pozwala jej też czasem stanąć w obronie słabszych. Chociaż niejednokrotnie chciała komuś pomóc, wyrwać z rąk prześladowców, nie potrafiła. Alaine umie skutecznie rozwiązywać problemy innych i zawsze służy dobrą radą, jednak gdy ona sama znajduje się w kłopocie, często zamyka się w sobie. Znalezienie dobrego wyjścia z własnej i kłopotliwej sytuacji zajmuje jej bardzo dużo czasu.
Hobby: Dziewczyna nade wszystko kocha książki i eliksiry. Pasją do kociołków i magicznych składników zaraziła ją ciotka Ester.
Ulubiony i znienawidzony przedmiot: Największą sympatią darzy oczywiście eliksiry i zaklęcia. Nie ma przedmiotu, którego Alaine by nie znosiła, jednak jeśli miałaby wybierać, to z pewnością byłoby to latanie - nie znosi przebywania na wysokosci.
Bogin: Inferius
Patronus: brak
Quidditch: Wolałaby komentować mecze, ale na pewno nie grać.
Motto: Tyle wolności ile mądrości. I na odwrót.
Chłopak/Dziewczyna: brak
Zwierzę:
Dziewczyna wprost uwielbia sowy śnieżne. Nie rozstaje się ze swoją Dalią, której oczywiście nie mogło zabraknąć w Hogwarcie. Sowa jest spokojna i opanowana. Alaine otwarcie przyznaje, że jest to jej jedyna, lecz wierna przyjaciółka. Dziewczyna dostała ją na swoje 5 urodziny od ukochanej ciotki.
Historia: Rodzice Alaine poznali się w Ministerstwie Magii. Oboje są czarodziejami z krwi i kości. W rodzinie White jest tylko jedna osoba półkrwi, której Angus - ojciec dziewczyny, szczerze nienawidzi. Jest to ukochana ciotka Ester. Zarówno matka jak i ojciec nie przepadają za mugolami, jednak w przypadku ojca dziewczyny można mówić wręcz o odrazie.
Większość swojego dzieciństwa dziewczyna spędzała u ciotki. O tych częstych wizytach wiedziała jedynie matka, ponieważ ojciec nigdy nie zgodziłby się, aby jego jedyna córka przebywała w towarzystwie pół-mugola. Alaine potrafiła godzinami wpatrywać się w zmieniający kolory kociołek. Wszystkie książki związane z eliksirami dziewczyna dostała od Ester.
Kiedy Alaine z różnych powodów nie mogła chodzić do domu ciotki, udawała się do jej przyjaciela - wytwórcy różdżek - Ollivandera. Większość czasu spędzała tam na czytaniu książek, jednak były dni, kiedy mężczyzna opowiadał jej o swojej pracy i Hogwarcie.
Alaine z niecierpliwością i jednocześnie strachem czeka na moment, gdy Tiara Przydziału wykrzyknie nazwę domu, do którego będzie należeć. Jej rodzina, a szczególnie ojciec, ma wobec tego aspektu duże oczekiwania. Chce, by dziewczyna trafiła do Slytherinu. Sama Alaine nie jest jednak pewna, czy tam będzie jej miejsce.
Inne zdjęcia: brak
Ciekawostki: brak
Login: Aga9900
wtorek, 22 lipca 2014
Od Lucy
- Lucy, twoja bransoletka leży na ziemi, chyba nie chcesz zostawić jej na lotnisku, co? - uśmiechnęła się mama.
Podniosłam ją i włożyłam do kieszeni dżinsów. Mama wyszła na ulicę i złapała taksówkę. Na szczęście znała mugolskie obyczaje.
- Nie lepiej było użyć proszku Fiuu? - westchnęłam, kiedy podawała taksówkarzowi banknoty. Uwielbiała szastać mugolskimi pieniędzmi.
Po godzinie jazdy dotarłyśmy do jakiegoś baru. Zza lady uśmiechał się bezzębny barman. Matka stuknęła różdżką w jedną z cegieł i otworzyła przejście na Pokątną. Wmieszaliśmy się w tłum uczniów kupujących różne rzeczy.
- Chodźmy najpierw po różdżki! - krzyknęła podekscytowany Efira.
Olivander dopasował najpierw różdżkę dla mnie. Pasowała pierwsza z brzegu, ale moja siostra miała spore problemy. Najpierw roztrzaskał a pudełko, a potem krzesło.
- Ale z ciebie niezdara! - skomentowałam.
- Cicho! - krzyknęła mama.
Nagle z piątej próbowanej przez Effy różdżki, wyleciały kolorowe iskry. Sprzedawca różdżek wydawał się nieco zaniepokojony.
- 12 cali, głóg, włos z ogona testrala. To różdżka o silnej mocy czarnomagicznej. Uważaj, co nią robisz, młoda damo - ostrzegł ją.
Wzruszyła ramionami i zapakowała ją do pudełka. Dlaczego nie ja dostałam takiej świetnej różdżki?!
Mama poszła do Esów i Floresów po książki dla nas, a my udałyśmy się do madame Malkin po szaty. Już pakowałyśmy je do toreb i wychodziłyśmy, kiedy wpadłam na chłopaka, chyba również z pierwszego roku. Miał ciemne, kręcone włosy i piegi.
- Uważaj jak chodzisz! - zdenerwowałam się.
<Quentin?>
poniedziałek, 21 lipca 2014
Od Marie
- Jakieś święto? - zapytałam. - Nigdy nie spałam dłużej niż do 9 - posłałam wymowne spojrzenie ku mojemu siedmioletniemu rodzeństwu.
- Idź popatrz na komodę w przedpokoju - odparła wesoło mama, nie podnosząc wzroku z nad patelni. No to poszłam, obok mojej bluzy, niedbale rzuconej na półkę leżała żółtawa koperta, wyraźnie zaadresowana moim imieniem i nazwiskiem. Otworzyłam lekko usta ze zdziwienia, do teraz dostawałam tylko kartki z wakacji od przyjaciółek. Nagle podskoczyłam w miejscu, uświadamiając sobie co to za list. Odwróciłam go, na drugiej stronie widniał herb z wymalowanym lwem, wężem, borsukiem i orłem, podbity czerwoną pieczęcią. Zapiszczałam z emocji. Powstrzymując się wróciłam do kuchni i usiadłam na krześle, z namaszczeniem otwierając list.
HOGWART
SZKOŁA
MAGII I CZARODZIEJSTWA
Dyrektor: ALBUS DUMBLEDORE
(Order Merlina Pierwszej Klasy, Wielki Czar., Gł. Mag,
Najwyższa Szycha, Międzynarodowa Konfed. Czarodziejów)
Szanowna Pani Gredrick,
Mamy przyjemność poinformowania Panią, że została Pani przyjęta do szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pani sowy nie później niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku,
Minewra McGonagall,
zastępca dyrektora
Przeczytałam całość kilka razy, oczywiście wiedziałam, że jestem czarodziejką, ale emocje związane z pocztą sprawiły, że zupełnie o tym zapomniałam. Po piętnastu minutach wyciągam osobną kartkę, na której wypisane jest wyposażenie i studiuję go równie długo co list.
- Heath! Nie! Nie kupię ci miotły! - syknęła mama odciągając przyklejonego do szyby brata.
- Ale mamooo! - wymamrotał Amar. - O, lody!
- Amar - westchnęłam i wzięłam go za rękę.
- Kochanie - zwróciła się do mnie mama - widzisz, że z nimi nigdzie nie warto iść, a zwłaszcza na zakupy, masz tę kartkę, prawda?
- Oczywiście - przytaknęłam.
- Załatwisz sobie te zakupy sama? Jakbyś nie wiedziała gdzie coś jest, to przyjdź, zapytaj, będę z chłopcami w tej kawiarence - wskazała na żółty budyneczek. Pokiwałam głową, mama dała mi pieniądze, a ja odeszłam wzdłuż rzędu sklepów. Zerknęłam na papier, jako pierwszy zapisany był mundurek. Westchnęłam, ale weszłam do sklepu. Na stołkach siedziało dwóch chłopców, chyba byli starsi ode mnie.
- Do Hogwartu? Pierwszy rok? - uśmiechnęła się madame Malkin.
- Mhm - pokiwałam energicznie głową.
- Poczekaj tutaj chwilę, kochana - zagruchała i przyszła po chwili, by dopasować mi szaty. Po kilkunastu minutach byłam zaopatrzona w ubrania, książki i kilka innych rzeczy, takich jak kociołek, teleskop. Zmachana odniosłam to do kafejki.
- Nie dam rady wszystkiego dźwigać mamo, muszę jeszcze kupić różdżkę - wydyszałam.
- Oczywiście, nic się nie stało, jak już wszystko załatwisz to przyjdź tutaj, zjesz sobie coś.
- Ehe - szczerze mówiąc byłam wszystkim tak podniecona, że zupełnie nie zgłodniałam.
Różdżka! Wręcz podskakując poszłam do Ollivandera. Już byłam blisko, gdy nagle coś we mnie uderzyło. Krzyknęłam i upadłam na drogę.
- Oj... Ojejku! Przepraszam! - usłyszałam po chwili cienki głos. Spojrzałam w górę, była to blada, ruda dziewczyna, mojego wzrostu i najwidoczniej wieku, wyciągnęła do mnie rękę. Chwyciłam ją lekko i podniosłam się, otrzepując spodnie z kurzu, a z otartej dłoni wyciągając grudki żwiru.
- Przepraszam - powtórzyła. Automatycznie się uśmiechnęłam.
- Nic się przecież nie stało, jestem Marie.
- Alyss, jesteś tutaj sama?
- Nie, mama z braćmi są w kawiarni... A ty?
- Coś ty... Mama kupuje mi szaty.
- Masz już swoją różdżkę? - spytałam ciekawie.
- Nie, właśnie chciałam kupić, chyba tak jak ty - odparła domyślnie. Złapałam ją za nadgarstek i weszłyśmy do sklepu.
- Dzień dobry! - zawołałam dwa tony ciszej niż zazwyczaj.
Pan Ollivander wyłonił się po krótkiej chwili zza szafki.
- Dzień dobry - odparł cicho. - Pierwsza klasa, jak mniemam.
- Tak - odpowiedziała mu Alyss.
- No to która chce pierwsza...? - nagle utkwił we mnie spojrzenie swoich bladoszarych świdrujących oczu. - Ja cię skądś poznaję. - Stwierdził. Byłam tu pierwszy raz w życiu. Pan Ollivander zmarszczył brwi jakby sobie coś przypominał.
- Barry Gredrick. 12 cali, jesion, włos jednorożca - stwierdził. - Twój ojciec, tak?
- Tak...? - ni to powiedziałam, ni to zapytałam.
- Och, bez nerwów Marie, przychodził do mnie często na herbatkę - zaśmiał się. Wbiłam zdumione spojrzenie w Alyss. Dziewczyna niezauważalnie wzruszyła ramionami.
- No to poszukamy dla was różdżek.
Po chwili zostałyśmy od stóp do głów zmierzone przez magiczne taśmy.
- Ta... Spróbuj tą, Marie. Jesteś leworęczna, tak? 12 cali, dąb, włos z ogona wili. - Machnęłam różdżką. - Nie, nie, nie... Może ta? Nie. - Chwilę to trwało.
- Tak. Myślę, że ta... Hm... 14 cali, świerk, szpon hipogryfa.
- Dość duża - powiedziałam.
- Często tak jest, że duże różdżki wybierają niewysokich czarodziei.
Wzięłam ją do ręki, od razu poczułam przyjemne, ciepłe mrowienie. Machnęłam nią, a na szybie zatańczyły mieniące się srebrem i złotem ogniki. Uśmiechnęłam się szeroko. Pan Ollivander zapakował różdżkę w pudełko, po czym mi ją wręczył. Zapłaciłam za nią 7 galeonów, po czym stanęłam za Alyss.
<A jak tam z twoją różdżką, Alyss?>
Od Alyss
Byłam w trakcie oglądania telewizji. Chociaż nie-nie oglądałam nic. Program był głupi i mało interesujący. Bardziej kupiłam się na rysunku, który leżał przede mną. Właśnie szukałam czerwonej kredki, aby wykończyć płatek kwiatka, gdy nagle coś zastukało w okno. Podskoczyłam jak oparzona. W domu nie było nikogo-rodzice w pracy.
Mamy przyjemność poinformowania Panią, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pani sowy nie później niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku,
Minerva McGonagal, zastępca dyrektora."
Nazajutrz wybrałyśmy się na Pokątną. Tylko ja i mama-ojciec nie mógł.
Od Piper-Pokątna
- Mamo! -krzyknęłam ale wiedząc że i wyjdę na idiotkę dodałam -Caroline McAdams proszona jest o podejście do swojej córki która się zgubiła i znajduje się...Hm Przy sklepie "Esy Floresy"!
Tym razem nie czekałam długo a moja mama odnalazła mnie i zmroziła wzrokiem.
- Nie powinnaś uciekać -powiedziała jeszcze się byś się zgubiła
- Bo jestem zły, jestem zły - daj spokój ,Przecież wiesz, że jestem zły, jestem zły -zaczęłam śpiewać refren "Bad" Michael'a Jackson'a a niektórzy spojrzeli na mnie dziwnie.
- Pipes tu masz pieniądze na różdżkę a teraz idę ci kupić książki do szkoły -powiedziała i podała mi kasę na różdżkę po czym próbowała zrobić grobową minę, jak zwykle na próżno.
- Ale czy ty mnie spławiasz mamo? Czym sobie na to zasłużyłam -pociągnęłam specjalnie nosem -No ale to to już było więc idę po różdżkę chodź tyle lat mi przybyło to wciąż dziecinna jestem. Tak więc Adios!
Moja mama tylko przewróciła oczami a ja pognałam do Olivandera. Szkoda było tylko że tato nie załapał się na wycieczkę. Jednak ten dość ciężko znosił proszek fiu. W podskokach podeszłam do drzwi sklepu z różdżkami. Nie było w ogóle kolejki no ale co poradzić skoro była 8 rano. Podeszłam do lady i poprosiłam o różdżkę. Staruszek o imieniu Olivander podał mi różdżkę jakąś tam bo nie słuchałam i kazał mi nią machnąć. Więc machnęłam i narobiłam rabanu bo z 3 szybki pękły. Przygryzłam wargę a ten zabrał szybko różdżkę. Zabrzmiał dzwoneczek a mały chłopiec stanął w kolejce. Wzięłam kolejną różdżkę i wiedząc co robić sprawiłam że że pudełko jednej z różdżki zapłonęło lecz sama była nienaruszona.
- Hm różdżka wybrała różdżkę a to ciekawe -mruknął pod nosem i podał mi badyl -Angielski dąb, pióro feniksa, 13 cali dosyć giętka ,doskonała do obrony. Powinna być dobra.
Ten badyl był mój i tylko mój. Więc wyszczerzyłam się i zapłaciłam za różdżkę. Po czym zanuciłam refren "We are the champions" i wszyłam. Byłam tak szczęśliwa że nawet nie zauważyłam jak ktoś biegł i nie zauważył mnie. I nagle wylądowałam na ziemi w nowej koszuli! O nie nie nie! Miarka się przebrała. Jednak nie mogłam od razu wybuchnąć. Wzięłam wdech i wydech.
<Ktośu?>