Byłam tak szczęśliwa kiedy dostałam swój list z hogwartu że nie
wiedziałam co ze sobą zrobić i tego dnia też wyszłam na miasto z
koleżankami ale to było miesiąc temu i dopiero dziś moja mama zgodziła
się iść na Pokątną. Moje podekscytowanie sięgało zenitu. Już przy naszym
kominku po prostu nie mogłam ustać w miejscu. A na Pokątnej to już po
chwili zgubiłam moją mamę. Przygryzłam wargę ale nie chciałam wołać
"Mamo". Wtedy zyskałam bym złą sławę. Jednak strach przed tymi facetami w
czerni nadal był.
- Mamo! -krzyknęłam ale wiedząc że i wyjdę na idiotkę dodałam -Caroline
McAdams proszona jest o podejście do swojej córki która się zgubiła i
znajduje się...Hm Przy sklepie "Esy Floresy"!
Tym razem nie czekałam długo a moja mama odnalazła mnie i zmroziła wzrokiem.
- Nie powinnaś uciekać -powiedziała jeszcze się byś się zgubiła
- Bo jestem zły, jestem zły - daj spokój ,Przecież wiesz, że jestem zły,
jestem zły -zaczęłam śpiewać refren "Bad" Michael'a Jackson'a a
niektórzy spojrzeli na mnie dziwnie.
- Pipes tu masz pieniądze na różdżkę a teraz idę ci kupić książki do
szkoły -powiedziała i podała mi kasę na różdżkę po czym próbowała zrobić
grobową minę, jak zwykle na próżno.
- Ale czy ty mnie spławiasz mamo? Czym sobie na to zasłużyłam
-pociągnęłam specjalnie nosem -No ale to to już było więc idę po różdżkę
chodź tyle lat mi przybyło to wciąż dziecinna jestem. Tak więc Adios!
Moja mama tylko przewróciła oczami a ja pognałam do Olivandera. Szkoda
było tylko że tato nie załapał się na wycieczkę. Jednak ten dość ciężko
znosił proszek fiu. W podskokach podeszłam do drzwi sklepu z różdżkami.
Nie było w ogóle kolejki no ale co poradzić skoro była 8 rano. Podeszłam
do lady i poprosiłam o różdżkę. Staruszek o imieniu Olivander podał mi
różdżkę jakąś tam bo nie słuchałam i kazał mi nią machnąć. Więc machnęłam
i narobiłam rabanu bo z 3 szybki pękły. Przygryzłam wargę a ten zabrał
szybko różdżkę. Zabrzmiał dzwoneczek a mały chłopiec stanął w kolejce.
Wzięłam kolejną różdżkę i wiedząc co robić sprawiłam że że pudełko
jednej z różdżki zapłonęło lecz sama była nienaruszona.
- Hm różdżka wybrała różdżkę a to ciekawe -mruknął pod nosem i podał mi
badyl -Angielski dąb, pióro feniksa, 13 cali dosyć giętka ,doskonała do
obrony. Powinna być dobra.
Ten badyl był mój i tylko mój. Więc wyszczerzyłam się i zapłaciłam za
różdżkę. Po czym zanuciłam refren "We are the champions" i wszyłam.
Byłam tak szczęśliwa że nawet nie zauważyłam jak ktoś biegł i nie
zauważył mnie. I nagle wylądowałam na ziemi w nowej koszuli! O nie nie
nie! Miarka się przebrała. Jednak nie mogłam od razu wybuchnąć. Wzięłam
wdech i wydech.
<Ktośu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz