- Nic ci nie jest Pipes? - zapytałam z troską w głosie.
- Nie, tylko trochę piecze - odpowiedziała lekko zmartwiona.
- Jak tylko skończymy wyglądać jak laleczki voodoo, od razu zobaczymy,
co się stało - przyrzekłam i po chwili obydwie wybuchnęłyśmy gromkim
śmiechem.
- Mam nadzieję, że nie jesteśmy przeklęte - dodała Pip, po czym zrobiła groźną minę.
Stałyśmy tak jeszcze przez chwilę, gdy nagle wszystkie szpilki odleciały, a sprzedawczyni poprosiła nas do kasy.
- Proszę, o to Wasze szaty - odrzekła z uśmiechem.
Nasze mamy zapłaciły odpowiednią ilość galeonów, pożegnały się z
ekspedientką i chwilę później wszyscy staliśmy przed sklepem Madame
Malkin.
- A teraz pokaż tą ranę - rzekłam.
Pipes powoli zaczęła zsuwać koszulkę z ramienia. Po chwili na jej ręce
ujrzałam niewielką ranę, z której raz po raz kapały krople krwi.
- No pięknie! Jeszcze tylko tego mi brakowało! - zdenerwowała się Pip.
- To nic takiego. Jedno zaklęcie i po krzyku. Zaraz, jak to było... - zastanawiałam się.
Wyciągnęłam swoją różdżkę i skierowałam jej koniec w stronę zranienia.
Czułam się pewnie. W końcu ile razy czytałam w domu księgę z zaklęciami
leczącymi? Chyba z dziesięć! Dam sobie radę.
- To na pewno bezpieczne? - zapytała Pip.
- A od kiedy magia jest bezpieczna?
Uśmiechnęłam się szeroko w jej stronę i rzekłam:
- Episkey!
Po chwili obydwie patrzyłyśmy, jak po ranie nie zostaje nawet najmniejszy ślad. Ach... Jak ja kocham magię!
- Wow! Wyrażam wielki podziw dla panny Ali, zaklinaczki voodoo. A tak serio, gdzie się tego nauczyłaś? - zapytała Pip.
- No, wiesz u mnie w domu półki uginają się pod ciężarem grubych ksiąg z
zaklęciami. Uwielbiam je przeglądać, a że mam dobrą pamięć, to udaje mi
się nawet zapamiętać kilka. Ale dosyć już tego ględzenia. Musimy
jeszcze kupić wiele rzeczy.
- To w takim razie Wam pomożemy. My pójdziemy po Wasze książki, a Wy
zajmiecie się resztą. Kiedy skończycie, przyjdźcie pod księgarnię Esy i
Floresy. Co Wy na to? - zaoferowały się nasze mamy.
Kiwnęłyśmy potakująco głowami, po czym ruszyłyśmy do sklepu obok Madame Malkin.
<Jakiś czas później>
Zadowolone z zakupów skierowałyśmy się do księgarni, gdzie czekały na nas mamy.
- Jak zakupy?
- Świetnie, mamy wszystko! Mamo, mogłabym pokazać Ali mój ulubiony film u
nas w domu? Błagam! - prosiła Pipes, robiąc przy tym minę pieska, który
chce dostać coś do jedzenia.
Mama Piper popatrzyła na moją. Wyraz jej twarzy mówił sam za siebie.
Myślała, co na to ojciec. Nie, nie pozwolę po raz kolejny odgrodzić się
od świata i znajomych, a Piper była miła. Fakt, strasznie jest
zakręcona, ale pozytywnie. Pełno jej wszędzie. Nie mogę pozwolić by
czystość krwi zepsuła naszą znajomość. Wiedziałam, że szanse są nikłe,
ale miałam kilka argumentów.
- Mamo, jeśli chcesz możesz przecież iść ze mną - powiedziałam i szepnęłam jej na ucho:
- Tata o niczym się nie dowie, obiecuję.
- Zgadzam się - odrzekła po chwili milczenia.
- Yupi! Chodźmy się teleportować! - wykrzyknęła uradowana Pipes i już po chwili wszyscy skorzystaliśmy z proszku Fiu.
Gdy tylko dotarliśmy na miejsce ujrzałam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz