Miałam wrażenie, że każdy dzień na ulicy Pokątnej mijał mi szybciej niż normalnie - i to mnie właśnie martwiło. Jutro nadszedł dzień wyjazdu, a ja jeszcze nie kupiłam wszystkiego. Wyciągnęłam listę z kieszeni i przejrzałam ją. Brakowało tylko różdżki. Różdżka magiczna, coś, co najbardziej chciałam zobaczyć i jej użyć. Zmierzałam by ją kupić, gdy jakiś chłopak przepchał się przez tłumu i wepchnął się w kolejkę do sklepu ze zwierzętami, która wychodziła aż do wejścia. Dziewczyna, która stała na końcu prychnęła. Zrobiłam krok w jej stronę i powiedziałam:
- Nie martw się to ślizgon oni zawsze tacy są.
- A kim ty jesteś? - zapytała i się odwróciła.
- Isabella Wilson, ale mów mi Bella, tak będzie łatwiej. - Wyciągnęłam do niej rękę na powitanie, uśmiechając się, a ona ją uścisnęła i odrzekła:
- Evangeline Lancaster, ale możesz mi mówić Evana.
- Kupujesz sobie sowę? - spytałam zaciekawiona.
- No - mruknęła. - Rodzice w końcu gdzieś puścili mnie samą.
- Znam ten ból.
Zaśmiałyśmy się. Kolejka troszeczkę zmalała, ale nadal było dużo osób. Niektórzy nie umieli się zdecydować, jakie zwierzątko wziąć, co jeszcze bardziej zajmowało nasz czas.
- Pomogę Ci wybrać, co ty na to? - zaproponowałam.
- Jasne, czemu nie? - stwierdziła Evana.
W końcu doczekałyśmy się upragnionej chwili. Sów było naprawdę mnóstwo do wyboru i rzeczywiście decyzja była trudna. Eva dostrzegła niedaleko piękną płomykówkę.
- Biorę tą - oznajmiła.
Chwilę później wyszłyśmy na zalaną popołudniowym słońcem ulicę Pokątną. Dochodziła szesnasta i było już trochę mniej czarownic i czarodziejów.
- Wiesz co, muszę kupić różdżkę - rzekłam.
- Ja też, pójdę z Tobą - odpowiedziała Evangeline.
Sklep Olivandera był pełen półek do sufitu z pudełeczkami z różdżkami.
- To może ja zacznę - powiedziałam do Evy, gdy pojawił się właściciel. - Dzień dobry - przywitałam się uprzejmie.
- Dzień dobry.
Krzątał się przy mnie chwilę, co chwila coś mierzył, czasem nawet tak banalne rzeczy, że myślałam, że to żart. W końcu przyniósł dwa pudełeczka.
- Spróbuj tej. - Podał mi jedną z nich.
Wzięłam ją do ręki. Za bardzo nie wiedziałam co zrobić. Oglądałam kiedyś filmy z czarodziejami, więc zrobiłam to, co oni tam. Machnęłam różdżką, nie patrząc gdzie kieruj. Oczekiwałam czegoś magicznego, ale jedynie pudła pospadały z półek.
- Nie przejmuj się - wymamrotał Olivander, podając mi drugą różdżkę. Machnęłam nią i poczułam dziwną energię przepływającą pomiędzy mną, a różdżką. Wystrzeliło kilka czerwonych iskierek, które po chwili wirowania w powietrzu zniknęły. Ja nadal czułam tą moc w różdżce i byłam zachwycona.
Zapłaciłam za nią i usiadłam na miejscu Evany.
- Teraz ty - powiedziałam uśmiechając się do niej.
<Evangeline?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz