sobota, 2 sierpnia 2014

Od Alaine C.D. Piper

Tata w dalszym ciągu wygłaszał monolog i zaczął właśnie coś mowić o czystości krwi. Patrzyłam na Pipes i byłam kompletnie załamana. Była dla mnie taka miła, a ja tak ją witam w moim własnym domu. Nie potrafiłam nawet słowa z siebie wydobyć. Ręce zaczęły mi drżeć i powoli czułam, jak na oczy cisną się łzy. Ta sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Nagle usłyszała za sobą skrzypienie. Drzwi do mojego pokoju otwarły się na oścież, a w nich stanęła moja mama. Popatrzyłam na nią błagalnym spojrzeniem. Ona, jak zawsze, zrozumiała ten znak. Podeszła do ojca i szepnęła mu coś do ucha. Ja w tym czasie podeszłam szybko do Pip i korzystając, z najprawdopodobniej, ostatniej okazji szepnęłam jej do ucha: 
- Dziś u Olivandera o 17. 
Gdy wypowiedziałam ostatnią literę, ojciec odciągnął mnie od dziewczyny i nadal zdenerwowanym, lecz znacznie cichszym już głosem powiedział: 
- Myślę, że panna McAdams zasiedziałam się tutaj trochę. Mam jednak nadzieję, że poprawi ten karygodny błąd i jak najszybciej opuści dom czarodziejów CZYSTEJ krwi.
Piper powoli wstała i bez słowa wyszła z mojego pokoju. Wiedziałam, że najchętniej powiedziałaby jeszcze parę słów mojemu ojcu, ale zrezygnowała z tego. Wychodząc, posłała mi jeszcze smutne, zdezorientowane spojrzenie, po czym zamknęła drzwi. Serce ścisnęło mi się z bólu. Bałam się, że nie zrozumiała moich słów i z rożnych powodów nie przyjdzie dziś do Olivandera, a wtedy nasza przyjaźń stanie pod ogromnym, miażdżącym wszystko znakiem zapytania. Chciałam wyrwać się z uścisku ojca, ale on złapał mnie za rękę i surowym tonem rzekł: 
- A Ty dokąd? 
- Tato, Piper to moja przyjaciółka. Nie mogę jej tak po prostu zostawić. Nie mam żadnych koleżanek, a jedynym żywym stworzeniem, z którym mogę tu rozmawiać i przebywać, jest Dalia. Proszę, pozwól mi przyjaźnić się z Pip.
- Czy nie mówiłem ci już, że czystość krwi w naszej rodzinie jest priorytetem? Mugole nie mają prawa mieszać w sprawy magii, a ci, którzy się z nimi wiążą, to zdrajcy i obłudnicy, kpiący z prawdziwych czarodziejów. Zabraniam ci spotykać się z tą dziewczyną. Jest pół mugolem.
Spuściłam wzrok i usiadłam na parapecie. Wszystko, co mówił, to brednie. Bycie czarodziejem to dar, a nie dziedzictwo. Ciocia zawsze mi to powtarzała. Mimo że jest 'skażona', jak uważa mój ojciec, to świetna czarownica, lepsza niż ten gbur, mający obsesje na punkcie czystości krwi. Usłyszałam jak drzwi do mojego pokoju się zamykają. Szybko podniosłam się z parapetu i wyjęłam opasłą księgę zaklęć z półki. Chciałam poszukać zaklęcia, które pozwoli mi wydostać się z domu. Przewracałam kolejne stronice i w końcu odnalazłam to, czego szukałam. Wzięłam różdżkę, wyciągnęłam z szafy niebieską pelerynę i delikatnie pchnęłam drzwi. Wiedziałam, że po takiej awanturze ojciec wyjdzie do ogrodu, a mama zamknie się w sypialni, tak jak to zawsze bywało. Ostrożnie stawiałam nogi na stopniach. Po chwili byłam już na dole. Wyciągnęłam różdżkę zza płaszcza i cicho wypowiedziałam zaklęcie: 
- Accio proszek Fiu.
W jednej chwili mały woreczek wpadł mi w ręce. Pobiegłam do salonu, weszłam do kominka, wzięłam trochę proszku do ręki i rzekłam:
- Na Pokątną.
Zielone płomieni okryły mnie i chwilę potem wylądowałam przed sklepem z różdżkami Olivandera. Wbiegłam do środka i rzuciłam się staruszkowi na ramiona. W jednej chwili z moich oczu popłynęło morze gorzkich łez. Kiedy opanowałam emocje, opowiedziałam Olivanderowi wszystko, co stało się u mnie w domu tego dnia.
- Och, Alaine. Nie martw się drogie dziecko. Panna McAdams na pewno się tu zjawi, zobaczysz - pocieszał mnie. 
Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 17, a Piper nigdzie nie było. Nagle rozległ się dźwięk dzwonka, a w drzwiach stanęła Pip. Nie czekałam długo. Już po sekundzie rzuciłam jej się na szyję i znowu zaczęłam płakać.
- Wybaczysz mi, Pip? - zapytałam przez łzy.
< Pip? Dalej będziemy się przyjaźnić? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz