Spacerowałem po Pokątnej, bez określonego celu. Case został w domu z ciotką, która zabrała się za porządki, więc musiałem zniknąć, żeby nie zagoniła mnie do sprzątania. Już miałem skręcać w kolejną uliczkę, gdy nagle pewien srebrny kocur znalazł się na moich rękach. Prowadzony szokiem zrobiłem trzy kroki w tył, żeby zachować równowagę, bądź co bądź, nie był zbyt lekki. Chwilę później dobiegła do nas brązowowłosa dziewczyna, a na jej twarzy widniała dezaprobata. Najwyraźniej to jej kota trzymałem na rękach.
- Wybacz, dopiero go kupiłam. Nie wiedziałam, że ucieknie- powiedziała, uśmiechając się przyjaźnie. Podałem jej niesfornego zwierzaka.
- Nic się nie stało. Takie rzeczy to u mnie codzienność- odparłem, choć sarkazm nie był konieczny.
- Nazywa się Alvin. A ja jestem Isabella.
- Jestem Alexander.
- Miło cię poznać. Jesteś tu sam?
W odpowiedzi skinąłem głową.
- Jeśli nie robisz nic konkretnego, czy mógłbyś mi pokazać, gdzie znajdę Ollivandera?
- Mogę cię tam zaprowadzić, jeśli chcesz, oczywiście.
- Chętnie.
Poprowadziłem dziewczynę wąską uliczką, aż wyszliśmy na główną. Potem raz w lewo, raz w prawo i znaleźliśmy się przed sklepem.
- To tutaj- powiedziałem, wskazując na budynek przed nami.
- Dziękuję za pomoc.
I weszła do środka. Po chwili zastanowienia, wszedłem za nią. I tak nie miałem nic lepszego do roboty. Skinąłem głową na Ollivandera, gdy ten podchodził do dziewczyny. Oparłem się o jedną z szafek i przyglądałem się im. W ciągu kilku minut Isabella stłukła parę butelek, dwie lampy, a z półek wypadło kilkanaście pudełek. Starając się ukryć rozbawienie, podszedłem do dziewczyny i wskazałem jej jedno z pudełek leżących na ziemi.
- Próbowałaś tą?- spytałem, a Isabella spojrzała na mnie zaskoczona.
- Angielski dąb, szpon hipogryfa, 12 cali- odezwał się Ollivander, podając dziewczynie pudełko.- Dobry pomysł.
Brązowowłosa ostrożnie wzięła różdżkę do ręki i machnęła delikatnie. Z jej końca wystrzeliło kilka zielonych iskier. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę, a na jej twarzy zakwitł uśmiech.
- Skąd wiedziałeś?- zapytała, nie kryjąc zdziwienia. Wzruszyłem ramionami, nie patrząc jej w oczy.
- Intuicja. Wyczułem...coś. I tyle- odparłem, po czym obróciłem się i skierowałem w stronę wyjścia.
<Bells?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz