sobota, 30 sierpnia 2014

WAŻNE

Kilka osób pytało się mnie o bloga. Chcą reaktywacji. Aby blog nadal żył, aby można było na nim pisać i cieszyć się czarodziejskim światem.
Nie ode mnie zależy ta decyzja. Mogę przywrócić go do życia, ale reszta należy tylko do Was. Jeżeli macie czas, chęci i wenę twórczą, jeśli chcecie nadal uczestniczyć w School in Hogwarts, zapraszam do wypowiedziach w komentarzach lub na poczcie mojej(~Esencja~) lub Aga9900.

Dziękuję za uwagę.
Wasza administratorka.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Od Alexandra C.D. Isabelli

Spacerowałem po Pokątnej, bez określonego celu. Case został w domu z ciotką, która zabrała się za porządki, więc musiałem zniknąć, żeby nie zagoniła mnie do sprzątania. Już miałem skręcać w kolejną uliczkę, gdy nagle pewien srebrny kocur znalazł się na moich rękach. Prowadzony szokiem zrobiłem trzy kroki w tył, żeby zachować równowagę, bądź co bądź, nie był zbyt lekki. Chwilę później dobiegła do nas brązowowłosa dziewczyna, a na jej twarzy widniała dezaprobata. Najwyraźniej to jej kota trzymałem na rękach.
- Wybacz, dopiero go kupiłam. Nie wiedziałam, że ucieknie- powiedziała, uśmiechając się przyjaźnie. Podałem jej niesfornego zwierzaka.
- Nic się nie stało. Takie rzeczy to u mnie codzienność- odparłem, choć sarkazm nie był konieczny.
- Nazywa się Alvin. A ja jestem Isabella.
- Jestem Alexander.
- Miło cię poznać. Jesteś tu sam?
W odpowiedzi skinąłem głową.
- Jeśli nie robisz nic konkretnego, czy mógłbyś mi pokazać, gdzie znajdę Ollivandera?
- Mogę cię tam zaprowadzić, jeśli chcesz, oczywiście.
- Chętnie.
Poprowadziłem dziewczynę wąską uliczką, aż wyszliśmy na główną. Potem raz w lewo, raz w prawo i znaleźliśmy się przed sklepem.
- To tutaj- powiedziałem, wskazując na budynek przed nami.
- Dziękuję za pomoc.
I weszła do środka. Po chwili zastanowienia, wszedłem za nią. I tak nie miałem nic lepszego do roboty. Skinąłem głową na Ollivandera, gdy ten podchodził do dziewczyny. Oparłem się o jedną z szafek i przyglądałem się im. W ciągu kilku minut Isabella stłukła parę butelek, dwie lampy, a z półek wypadło kilkanaście pudełek. Starając się ukryć rozbawienie, podszedłem do dziewczyny i wskazałem jej jedno z pudełek leżących na ziemi.
- Próbowałaś tą?- spytałem, a Isabella spojrzała na mnie zaskoczona.
- Angielski dąb, szpon hipogryfa, 12 cali- odezwał się Ollivander, podając dziewczynie pudełko.- Dobry pomysł.
Brązowowłosa ostrożnie wzięła różdżkę do ręki i machnęła delikatnie. Z jej końca wystrzeliło kilka zielonych iskier. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę, a na jej twarzy zakwitł uśmiech.
- Skąd wiedziałeś?- zapytała, nie kryjąc zdziwienia. Wzruszyłem ramionami, nie patrząc jej w oczy.
- Intuicja. Wyczułem...coś. I tyle- odparłem, po czym obróciłem się i skierowałem w stronę wyjścia.

<Bells?>

wtorek, 12 sierpnia 2014

Od Alaine C.D. Piper

- Jasne. To Ty przedzwoń, a ja spróbuje skontaktować się z ciocią - powiedziałam.
- Nie ma obaw, Alaine. Twoja ciocia zaraz tu będzie. Sam ją zawiadomiłem - powiedział Olivander.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się.
Piper w dalszym ciągu rozmawiała z mamą, a ja usiadłam na stołku obok i zaczęłam się zastanawiać, czy pomysł z zamieszkaniem u ciotki to dobra decyzja. W końcu ona też jest półkrwi i ojciec jej nie znosi. Co jeśli jeszcze bardziej go rozzłoszczę? Byłam w kompletnym dołku. Nagle usłyszałam dzwonek i do sklepu weszła ciocia. Przytuliłam ją mocno, a ona zapytała:
- Co się stało kochanie? Znowu pokłóciliście się z ojcem?
Opowiedziałam całą historię jeszcze raz od początku. Ciotka spojrzała na mnie z troską w oczach i powiedziała:
- Dziś możesz przenocować u mnie razem z koleżanką. Udostępnię Wam ten ogromny pokój na górze, gdzie często przesiadujesz.
- Dziękuję ciociu! - wykrzyknęłam, po czym jeszcze raz mocno ją przytuliłam.
Pip też podziękowała i za chwilę obie wydałyśmy z siebie okrzyk pełen radości.
- W takim razie Wy teleportujcie się za pomocą proszku Fiuu do mojego domu. Olivander Wam pomoże. Ja załatwię jeszcze pewną sprawę i dołączę do Was najszybciej, jak tylko będę mogła, zgoda? - oznajmiła ciocia.
Pokiwałyśmy zgodnie głowami i podeszłyśmy do Olivandera, który trzymał już w ręku proszek Fiuu. Wzięłyśmy trochę, a ja podałam Pip dokładny adres ciotki. Miałam iść pierwsza. Weszłam do kominka, wypowiedziałam odpowiednie słowa i już po chwili ogień przeniósł mnie w odpowiednie miejsce. Jakiś czas później dołączyła do mnie Pip.
- Czy my na pewno trafiłyśmy pod dobry adres? - zapytała dziewczyna.
Przed nami widać było ogromny dom mojej ciotki. Idealnie symetryczny budynek otoczony był gdzie niegdzie bluszczem, wijącym się do góry niczym wąż. Cały dom miał około dziesięć pokoi. Moja ciotka korzystała jednak tylko z dwóch. Zawsze utrzymywała, że ten pałac, bo tak go nazywała, jest dla niej samej zdecydowanie za duży.
- Haha. Nie jestem pewna, ale jeśli chcesz, możemy się do niego włamać - zaśmiałam się i puściłam do niej oczko.
Pip wbiła we mnie wzrok, a po chwili zaniosła się głośnym śmiechem. Na szczęście zrozumiała mój żart. Podeszłyśmy do drzwi, a ja nacisnęłam klamkę. Popchnęłam wrota i już po chwili ujrzałyśmy wielkie schody prowadzące na górę. Skinieniem głowy wskazałam w ich stronę. Obie zaczęłyśmy iść długim korytarzem, aż w końcu doszłyśmy do białych drzwi, za którymi było moje miejsce.
- Tu jest wręcz nieziemsko. Jak Twoja ciocia zdążyła to wszystko zrobić w tak krótkim czasie? - zastanowiła się Pip.
- Sama nie wiem - odpowiedziałam.
Moja przyjaciółka miała absolutną rację. Pomieszczenie naprawdę wyglądało powalająco. Na środku stały dwa, złączone ze sobą łóżka otoczone baldachimem, z masą poduszek na pościeli. Dołączyć do tego balony, serpentyny, mnóstwo jedzenia i oranżady, a wychodzi świetna zabawa. Obie z Pip spojrzałyśmy się w stronę ślicznego łóżka. Posłałam przyjaciółce porozumiewawcze spojrzenie. Ona doskonale wiedział, o co mi chodzi. Złapała mnie za rękę i po chwili obydwie wylądowałyśmy na poduszkach. Śmiałyśmy się niemiłosiernie, gdy nagle zapadła cisza. Zobaczyłam, jak Piper powoli i ostrożnie podnosi się się do góry. Zdążyłam tylko zauważyć, że sięga po coś, gdy krzyknęła:
- Bitwa na poduszki!
Sekundę później zostałam uderzona przez miękką, puchową broń w twarz. Nie chciałam pozostać dłużna na cios przyjaciółki, dlatego szybko chwyciłam w rękę najbliższą poduszkę i oddałam jej. Po chwili bitwa trwała już w najlepsze. Puch zaczął wysypywać się z poduszek. Był wszędzie - na naszych włosach, pościeli i podłodze. Walka toczyła się równo i przez dłuższy czas szala zwycięstwa nie przechylała się na żadną ze stron. Jednak jak to w każdej bitwie bywa, ktoś musi przegrać.
- Alaine, popatrz jaki ładny ptak - powiedziała Pip zdziwionym głosem.
Odwróciłam w stronę okna i już po milisekundzie zostałam obrzucona przez przyjaciółkę serią ciosów. Leżałam na pościeli i próbowałam się jakoś bronić, ale niezbyt dobrze mi to wychodziło.
- Ej, to nie jest fair! - wykrzyknęłam, jednocześnie się śmiejąc.
- Poddajesz się Alaine?
O nie! O tym nie było nawet mowy. Szybko ułożyłam w głowie plan oswobodzenia się spod jej władzy. Uwolniłam ręce i zaczęłam łaskotać dziewczynę. Ona upuściła poduszkę i zaczęła śmiać się w niebo głosy.
- Błagam, przestań! - mówiła prawie przez łzy, ponieważ nie mogła opanować histerycznego śmiechu.
- Tylko wtedy, jeśli się poddasz.
- Dobra, dobra. Poddaje się. Tylko przestań już, no - prosiła.
Gdy tylko to usłyszałam, cofnęłam się i podniosłam ręce w geście zwycięstwa. Nagle usłyszałam skrzypienie drzwi. Spojrzałam pytająco na Pip, po czym lekko uchyliłam baldachim. W drzwiach stanęła moja mama!

niedziela, 10 sierpnia 2014

Informacje I

1. Zacznijmy od jednej ważnej rzeczy-♞ignotum♞ zrezygnowała z pozycji administratora tego bloga. Proszę więc o wysyłanie formularzy i opowiadań do mnie.

2. Dziękuję Wam za 55 postów! Liczę na to, że w następnym miesiącu będzie ich jeszcze więcej!

3. W najbliższym czasie zamierzam dodać jednego lub dwóch  moderatorów do publikowania postów oraz moderowania czatu. Moderator musi być aktywny na blogu, pisać poprawnie ortograficznie oraz barwnie i ciekawie. Kolejne i najważniejsze-musi mieć czas na tą posadę. Ten, kto do 20.08 najlepiej będzie rokował na dobrego moda, dostanie to stanowisko.

4. Niedługo, bo już 13 sierpnia zapanuje wrzesień na naszym blogu. Uczniowie udadzą się na stację King's Cross, aby z peronu 9 i 3/4 wsiąść do pociągu do Hogwartu! Proszę o uwzględnienie tego w Waszych opowiadaniach.

5. Kiedy znajdzie się wystarczająca ilość członków, zorganizowany zostanie Quidditch. Pozostaje jedynie problem, jak by można go rozegrać. Wszelkie propozycje proszę wysyłać na pocztę.

Myślę, że to wszystko. Jeżeli macie jakieś pytania, propozycje czy znaleźliście jakiś błąd-nie bójcie się pisać. Do mnie, do innych członków, na czacie. Od tego jestem, jak i od tego istnieje czat (;

Adminka,
shivelle/~Esencja~/Alyss

sobota, 9 sierpnia 2014

Odchodzą

Lucida i Efira z powodu słomianego zapału właścicielki.

Pozdrawiam, L.

Od Isabelli c.d. Evangeline

Miałam wrażenie, że każdy dzień na ulicy Pokątnej mijał mi szybciej niż normalnie - i to mnie właśnie martwiło. Jutro nadszedł dzień wyjazdu, a ja jeszcze nie kupiłam wszystkiego. Wyciągnęłam listę z kieszeni i przejrzałam ją. Brakowało tylko różdżki. Różdżka magiczna, coś, co najbardziej chciałam zobaczyć i jej użyć. Zmierzałam by ją kupić, gdy jakiś chłopak przepchał się przez tłumu i wepchnął się w kolejkę do sklepu ze zwierzętami, która wychodziła aż do wejścia. Dziewczyna, która stała na końcu prychnęła. Zrobiłam krok w jej stronę i powiedziałam:
- Nie martw się to ślizgon oni zawsze tacy są.
- A kim ty jesteś? - zapytała i się odwróciła.
- Isabella Wilson, ale mów mi Bella, tak będzie łatwiej. - Wyciągnęłam do niej rękę na powitanie, uśmiechając się, a ona ją uścisnęła i odrzekła:
- Evangeline Lancaster, ale możesz mi mówić Evana.
- Kupujesz sobie sowę? - spytałam zaciekawiona.
- No - mruknęła. - Rodzice w końcu gdzieś puścili mnie samą.
- Znam ten ból.
Zaśmiałyśmy się. Kolejka troszeczkę zmalała, ale nadal było dużo osób. Niektórzy nie umieli się zdecydować, jakie zwierzątko wziąć, co jeszcze bardziej zajmowało nasz czas.
- Pomogę Ci wybrać, co ty na to? - zaproponowałam.
- Jasne, czemu nie? - stwierdziła Evana.
W końcu doczekałyśmy się upragnionej chwili. Sów było naprawdę mnóstwo do wyboru i rzeczywiście decyzja była trudna. Eva dostrzegła niedaleko piękną płomykówkę.
- Biorę tą - oznajmiła.
Chwilę później wyszłyśmy na zalaną popołudniowym słońcem ulicę Pokątną. Dochodziła szesnasta i było już trochę mniej czarownic i czarodziejów.
- Wiesz co, muszę kupić różdżkę - rzekłam.
- Ja też, pójdę z Tobą - odpowiedziała Evangeline.
Sklep Olivandera był pełen półek do sufitu z pudełeczkami z różdżkami.
- To może ja zacznę - powiedziałam do Evy, gdy pojawił się właściciel. - Dzień dobry - przywitałam się uprzejmie.
- Dzień dobry.
Krzątał się przy mnie chwilę, co chwila coś mierzył, czasem nawet tak banalne rzeczy, że myślałam, że to żart. W końcu przyniósł dwa pudełeczka.
- Spróbuj tej. - Podał mi jedną z nich.
Wzięłam ją do ręki. Za bardzo nie wiedziałam co zrobić. Oglądałam kiedyś filmy z czarodziejami, więc zrobiłam to, co oni tam. Machnęłam różdżką, nie patrząc gdzie kieruj. Oczekiwałam czegoś magicznego, ale jedynie pudła pospadały z półek.
- Nie przejmuj się - wymamrotał Olivander, podając mi drugą różdżkę. Machnęłam nią i poczułam dziwną energię przepływającą pomiędzy mną, a różdżką. Wystrzeliło kilka czerwonych iskierek, które po chwili wirowania w powietrzu zniknęły. Ja nadal czułam tą moc w różdżce i byłam zachwycona.
Zapłaciłam za nią i usiadłam na miejscu Evany.
- Teraz ty - powiedziałam uśmiechając się do niej.

<Evangeline?>

Od Miley cd Efiry i Lucidy

Kiedy usiedliśmy w jednym z przedziałów pociągu, poczułam rosnący stres i panikę. Nie znałam tego świata, moi rodzice byli traktowani jak wyrzutki. Teraz nie wiedziałam już czy to wszystko jest takie piękne. Chyba wolałabym żyć jak normalny człowiek. Może się myliłam...
Spojrzałam na Efirę i Lucidę. Siedziały sobie kompletnie zrelaksowane i oglądały widoki za oknem. Ja natomiast włączyłam swój tik nerwowy i zaczęłam obgryzać skórki wokól paznokci, strzelać palcami, oraz szaleńczopukać w siedzienie.
Jakaś jedna czwarta podróży upłynęli właśnie tak. Dopiero po jakimś czasie poczułam, że zdołam wydusić coś z siebie, więc powiedziałam coś co męczyło mnie odkąd poznałam ten świat.
- Dziewczyny, mogłybyście mi opowiedzieć trochę o tym Azkabanie i ogólnie złych stronach i ludziach tego świata? - spytałam nieśmiało. Teraz już nie miałam tej pewności siebie. Ale czy miałby ktoś kto dopiero co dowiedział się, że magia istnieje?

(Efira, Lucida?)